Czy statek – i to duży – może stanowić centrum szpiegowskiej afery? Ano może. W latach 70. ubiegłego wieku Amerykanie zbudowali wielką jednostkę, która pozornie miała zajmować się wydobyciem złóż. Faktycznie jednak chodziło o wydarcie Związkowi Radzieckiemu jego wojskowych sekretów.
Polowanie na K-129
Był rok 1968. Środek zimnej wojny i zaciekłej rywalizacji między Rosjanami a Amerykanami, szczególnie w dziedzinie wszystkiego, co daje przewagę militarną. I wtedy właśnie, ok. 2,5 tys. km na północny zachód od Hawajów zatonął radziecki okręt podwodny K- 129. Z przyczyn do dziś nieznanych. No i oczywiście Rosjanie natychmiast rzucili się do szukania zguby, bezskutecznie. Za to, o dziwo, okręt udało się znaleźć Amerykanom, którzy szukali go równie mocno,oi ile nie mocniej niż Rosjanie. A udało się to właściwie przypadkiem – otóż urządzenia akustyczne US Navy wychwyciły dziwny dźwięk w czasie, kiedy rosyjski okręt tonął. Był to prawdopodobnie dźwięk okrętu uderzającego o dno.
Oczywiście, urządzenia nasłuchowe były supertajne i nikt nie miał prawa o nich wiedzieć. W kierunku tajemniczego dźwięku Amerykanie, tak na wszelki wypadek wysłali okręt podwodny, który przeszukał rejon za pomocą sonarów i kamer. I bingo! Na głębokości ok. 5 km znaleziono K-129.
Zabawa w podchody
No i tu zaczęła się zabawa, bowiem Amerykanie bardzo chcieli dostać się do wraku, który pozwoliłby na zdobycie mocno strzeżonych informacji. Ale Rosjanie nie mogli się dowiedzieć o tym, że ich statek został znaleziony. Wrak trzeba było więc wydobyć cichaczem, tyle, że amerykańska marynarka nie dysponowała jednostką zdolną do wydobycia statku o takiej masie (K-129 ważył 2743 tony) i z takiej głębokości. Trzeba było w tym celu zbudować nową jednostkę a żeby zmylić Rosjan wszem i wobec rozpowszechniano informację, że to jednostka wydobywcza. W tamtych rejonach dno oceanu zalegały spore ilości bryłek manganowych, więc przykrywka była do łyknięcia.
Project Azorian
Operacja była karkołomna, bowiem ze względu na wspomniane już trudności, takie jak waga K-129 i konieczność zachowania operacji podnoszenia w tajemnicy potrzebna była nowatorska konstrukcja. „Glomar Eksplorer” – tak nazwano nowy statek – zaopatrzono więc w ładownię z wrotami ukrytymi w dolnej części kadłuba. Dzięki nim można było bez zwracania uwagi tych, co znajdują się na powierzchni wody wciągnąć wrak do środka Eksplorera i spokojnie odpłynąć.
Cała operacja trwała dobrych kilka lat i „Glomar Eksplorer” na miejscu pojawił się w 6 lat po katastrofie, 4 lipca 1974 roku. Z wyglądu rzeczywiście przypominał statek wydobywczy – na pokładzie miał nawet zamocowaną konstrukcję przypominającą wieżę wiertniczą. Akcję wydobycia okrętu przeprowadzono przy pomocy urządzenia nazwanego Clementine – było to coś podobnego do ramy przymocowanej do stalowej rury. Rurę połączono z inna rurą, tamtą z jeszcze inną…i tak aż do pokładu. Clementine znalazła się nad zatopionym okrętem i pochwyciła go za pomocą hydraulicznych szczęk, a całość prac kamery przekazywały na pokład.
Pełna konspiracja…
Rosjanie dowiedzieli się jakoś, że Amerykanie planują jakąś operację w tym rejonie, ale nie wiedzieli, co to ma być za operacja. A ponieważ nie znali miejsca zatonięcia swojego okrętu, nie mogli wiedzieć, że chodzi o jego wydobycie – tym bardziej, że nie mieściło im się w głowie, że jest to technicznie możliwe. Dookoła „Glomar Eksplorera”, który stanął dokładnie nad K-129 krążyły rosyjskie statki i nawet śmigłowce, ale amerykańscy konstruktorzy wykonali kawał dobrej roboty, bo jednostka naprawdę przypominała statek wiertniczy.
Operacja wydobycia rosyjskiego okrętu podwodnego udała się tylko częściowo co i tak należy uważać za sukces biorąc pod uwagę, że nie można było wcześniej przeprowadzić żadnych prób. Kiedy K-129 znajdował się w drodze na powierzchnię, część jego kadłuba się oderwała i spadła ponownie na dno. Niestety, jak się potem okazało, była to ta, która najbardziej interesowała Amerykanów, czyli zawierająca wyrzutnie rakiet, sterownię, maszynownię i węzeł komunikacyjny. Do „Glomar Eksplorera” udało się wciągnąć część dziobową K-129, jakieś 11 metrów. Znaleziono w niej zwłoki 6 marynarzy. Marynarzy pochowano na morzu z pełnymi honorami, a film z pogrzebu później przekazano Rosjanom.
…i dekonspiracja
Czy Amerykanie zrezygnowali z wydobycia tak interesującej ich części okrętu? Ostatecznie tak, a przyczyna była prozaiczna – cała sprawa wyszła bowiem na jaw. Otóż tuż przed operacją doszło do włamania do biura firmy Global Marine Development Inc, stanowiącej część biznesowego imperium miliardera Howarda Hugesa. Global Marine Development była formalnie właścicielem i armatorem „Glomar Explorera”, a wśród skradzionych dokumentów były takie, które wskazywały na związek Hugesa z CIA. Zaniepokojone CIA zaangażowało do rozwiązania sprawy włamania FBI, ci z kolei zwrócili się do policji z Los Angeles…jednym słowem, sprawa wyciekła do mediów. W 1975 roku Los Angeles Times opublikował duży artykuł na ten temat, więc z wydobycia reszty rosyjskiego statku zrezygnowano.
A co z samym „Glomar Eksplorerem”? 20 lat US Navy trzymało go gdzieś w dokach. Potem przekształcono go w prawdziwy statek wiertniczy i udostępniono, a potem sprzedano firmie wiertniczej. Ostatecznie w 2015 roku został zezłomowany.
Tagi: statek, Global Marine Development, CIA