W sumie, z rufą sprawa powinna być prosta – wszak nawet największy oceaniczny krążownik gdzieś się kończy i właśnie tam znajduje się rufa. Jednak myliłby się ten, kto by liczył, że na tym koniec.
Rufa, jako bardzo istotny element konstrukcyjny jednostek pływających, ulegała na przestrzeni wieków rozmaitym modyfikacjom; zmieniał się jej kształt, zmieniały się także trendy i dodatki – coś nam to przypomina? Jak najbardziej: okazuje się, że rufa podlega…. modzie. Sorry, panowie.
Rodzaje ruf
Istnieje wiele typów ruf, co jest skutkiem nie tylko wybujałej wyobraźni konstruktorów statków, ale wynika również z przeznaczenia danej jednostki oraz chęci zapewnienia jej jak najlepszych parametrów hydrodynamicznych.
Oczywiście, konstruktorzy nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa w kwestii kształtu rufy, możemy więc liczyć na dalsze modyfikacje, a poniższe typy to tylko przykłady najbardziej popularnych (na razie) rozwiązań:
· platgat, inaczej rufa z pawężą – posiadający ja statek kończy się dużą, płaską powierzchnią, umieszczoną z grubsza prostopadle do powierzchni wody. Taka rufa posiada wyraźną krawędź, która oddziela ją od poszycia jednostki;
· szpicgat – stanowi dokładne przeciwieństwo pawęży, a obdarzona nią jednostka wygląda trochę tak, jakby miała dwa dzioby – jeden na swoim tradycyjnym miejscu, a drugi na rufie. Alternatywnie szpicgat nazywa się również rufą ostrą, tylnicową lub skandynawską;
· rufa retrousse, czyli, mówiąc po polsku, odwrócona. Posiada trójkątny przekrój, nachylony w kierunku dziobu i stanowi najbardziej popularne rozwiązanie wśród jednostek regatowych;
· rufa konchowa, czyli koncha – patent pochodzący gdzieś tak z XIX wieku, stanowiący połączenie nawisu rufowego (o nim za chwilę) oraz pawęży;
· rufa kanu – inaczej zwana konchą ostrą; ten typ stanowi formę pośrednią pomiędzy rufą konchową a szpicgatem. Pomimo oczywistych skojarzeń z małymi łódeczkami, jakimi pomykać mogła Pocahontas, tego typu rufę zawdzięczamy… Wikingom.
A gdyby tak…
Jeśli przyjrzymy się niektórym typom ruf, można dojść do wniosku, że właściwie to niewiele różnią się one od dziobów. Czy zatem nie byłoby pięknie powtórzyć dziób na rufie i zbudować statek, który mógłby pływać tak, jak tramwaj, czyli w obu kierunkach? Zasadniczo jest to słuszna koncepcja, a co więcej – w niektórych przypadkach jest nawet używana w praktyce.
Takie właśnie rufy posiadają jednostki, które rzeczywiście robią za tramwaj, tyle, że wodny – na przykład niektóre rzeczne promy. Zaletą takiego rozwiązania jest fakt, że nie trzeba trudzić się z zawracaniem, które zawsze stanowi pewne wyzwanie, a już szczególnie na rzekach czy wąskich przejściach; wystarczy za to przemaszerować na drugi koniec promu i… znów jesteśmy zwróceni we właściwym kierunku.
Patent z „dzioborufą” zastosowano też w żaglowcach z jednym pływakiem bocznym (czyli w tzw. proa). Tego typu jednostki, robiąc zwrot, zamieniają dziób z rufą i płyną radośnie dalej, dzięki czemu pływak zawsze pozostaje po stronie zawietrznej, a dziób i rufa są pojęciami względnymi.
Nawis rufowy
Na rufie, jakikolwiek byłby jej kształt, może znajdować się wiele interesujących obiektów: wystrzał, drabinka, kosz rufowy, dźwig, albo silnik na stelażu. Nic jednak nie może się równać z nawisem rufowym, który w odróżnieniu od wszystkich wymienionych elementów, stanowi integralny element konstrukcji kadłuba.
Nawis rufowy wystaje ponad linię wody, co zasadniczo ma wiele zalet, a przede wszystkim wpływa na coś, co nazywamy dzielnością morską. Pojęcie dzielności jest dość mgliste, ale najprościej można je ująć, jako zespół cech, zapewniających szybką, a jednocześnie bezpieczną żeglugę, niezależnie od okoliczności przyrody.
Obecność nawisu poprawia dzielność, ponieważ stabilizuje jednostkę przy większych przechyłach i zapobiega zalewaniu rufy przez fale, a ponieważ skraca linię wodną jednostki, ułatwia też robienie ciasnych zakrętów.
I taka mała ciekawostka
Jak powszechnie wiadomo, słówka rufa używamy niekiedy w odniesieniu do pośladków, zwłaszcza, kiedy nie chcemy użyć wulgaryzmu na literę d, a tradycyjne określenie „pupa” wydaje się nam zbyt infantylne.
Tymczasem, nie wszyscy zdają sobie sprawę z faktu, że pupa to tak naprawdę… rufa. Tyle, że francuska. Jak to możliwe?
Okazuje się, że Francuzi nazywają rufę poupe, w czym zresztą nie są całkiem odosobnieni; Hiszpanie używają określenia popa, a Włosi – poppa. Oczywiście wszystkie te słówka wywodzą się z łaciny, gdzie rufa to… puppis. Tym niemniej, Etymologiczny Słownik Języka Polskiego autorstwa pana Andrzeja Bańkowskiego wskazuje właśnie francuską poupe, jako protoplastkę naszej, polskiej, zupełnie lądowej pupy.
Etymologia
Skoro pupa pochodzi z Francji, to może rufa również? Otóż, nie do końca, choć zasadniczo kierunek geograficzny obraliśmy słuszny.
Słownik wyrazów obcych pod redakcją pana Kopalińskiego podaje bowiem, że rufa wywodzi się ze średnio dolnoniemieckiego języka słówka roef, oznaczające „sklepienie tyłu kadłuba statku”. Żeby było śmieszniej, określenia roef nie używają już nawet sami Niemcy, zastępując je słówkiem heck, mającym z kolei silne konotacje z językiem angielskim.
Czyżby więc wreszcie udało się znaleźć niezbity dowód na prawdziwie europejskie przenikanie się kultur? Szkoda tylko, że dotyczy to akurat rufy, ale od czegoś przecież trzeba zacząć - czemu by więc nie od… rufy strony?
Tagi: słownik, rufa, statek