US Navy opublikowała fotografie wydobywania z wody pozostałości chińskiego balonu szpiegowskiego. Obiekt spadł do Oceanu Atlantyckiego u brzegów Karoliny Południowej po tym, jak został zestrzelony przez myśliwiec na polecenie samego Joe Bidena.
????ATLANTIC OCEAN - @USNavy Sailors assigned to Explosive Ordnance Disposal Group 2 recover a high-altitude surveillance balloon off the coast of Myrtle Beach, South Carolina, Feb. 5, 2023. pic.twitter.com/QwjSFQEw1b
— U.S. Fleet Forces (@USFleetForces) February 7, 2023
Taki tam statek powietrzny
Należący do Chin obiekt Amerykanie nazywali wprost: balonem szpiegowskim. Z kolei Pekin twierdził uparcie, że był to statek o przeznaczeniu naukowym, który miał służyć do badań meteorologicznych, jednak wskutek działania „sił wyższych” nieco zboczył z kursu.
Stany Zjednoczone postanowiły go na wszelki wypadek zestrzelić, czego zresztą dokonano w porozumieniu z najbliższym sąsiadem, czyli Kanadą. Resztki obiektu spadły bezpiecznie do wody, skąd w ubiegły weekend zostały wydobyte.
Jak poinformowano na oficjalnym profilu Dowództwa Flot USA „Marynarze z 2. Grupy Usuwania Materiałów Wybuchowych wydobywają 5 lutego 2023 r. szpiegowski balon stratosferyczny u wybrzeży Oceanu Atlantyckiego na wysokości miejscowości Myrtle Beach w Karolinie Południowej”. Władze USA podkreślają, że chiński balon „znajdował się w amerykańskiej przestrzeni powietrznej nad amerykańskimi wodami terytorialnymi”.
Wielkie sprzątanie
Skoro jednostka, która podjęła się wydobyciem resztek obiektu z Atlantyku, na co dzień zajmuje się m.in. oczyszczaniem torów wodnych z materiałów wybuchowych, to wyłowienie szkieletu oraz resztek powłoki balonu powinno być dla niej stosunkowo prostym zadaniem. Należy jednak pamiętać, że nikt (poza Chińczykami) nie wiedział dokładnie, czego można się spodziewać po takim statku.
Wiadomo było jedynie, że w czasie lotu obiekt mógł wykonywać manewry i zmieniać kurs, a zatem posiadał własny napęd. Z pewnością przenosił też urządzenia rejestracyjne. Wydobycie i zbadanie jego szczątków pozwoli na poznanie charakterystyki zamontowanych na nim instrumentów oraz poznanie szczegółów konstrukcji.
Sam obiekt był zresztą bardzo ciekawy, a w momencie zestrzelenia przemieszczał się na wysokości 18 tys. m. Dla porównania – wysokość przelotowa samolotów pasażerskich to około 10-11 tys. m. Myśliwiec F-35 Lighting II potrafi osiągnąć co najwyżej 15 tys. m. Co prawda słynni radzieccy uczeni twierdzili, że jeszcze w czasach zimnej wojny konstruwoali samoloty potrafiące latać wyżej (przykładowo Mig-25 miał osiągać 32 tys. m), ale współczesnym koksem jest F-22 Raptor, którego maksymalny pułap to 20 tys. km. Podsumowując – chińska zabawka leciała naprawdę, ale to naprawdę wysoko.
Po co to było?
Czy Chińczycy naprawdę spodziewali się, że nikt w Stanach Zjednoczonych nie zauważy ich balonu? Biorąc pod uwagę współczesną technikę, jest to mało prawdopodobne. Można było dość łatwo przewidzieć, że Amerykanie zareagują na taką zaczepkę nerwowo i obiekt skończy w oceanie.
A może Pekin liczył na to, że jego resztki spadną na coś ważnego, np. na Biały Dom czy inny Pentagon? Warto w tym momencie przypomnieć, że nie tak dawno świat zastanawiał się, gdzie wylądują resztki chińskiej rakiety Długi Marsz. Szansa na to, że trafią one w tereny zamieszkałe, była bardzo duża – ponad 80 % mieszkańców Ziemi znajdowało się w potencjalnej strefie rażenia. Na szczęście złom wpadł do Pacyfiku.
Dlaczego tym razem Chińczycy zdecydowali się wydać z pewnością niemałe pieniądze na to, by wysłać balon nad Stany Zjednoczone? Odpowiedź na to pytanie zna pewnie tylko wąskie grono decydentów. Być może zresztą jest ona bardzo prosta: zrobili to, bo mogli. Był to drogi, ale efektowny sposób, by pokazać dominację i lekceważenie.
Tagi: USA, Chiny, balon, ocean, US Navy