Niedawno pisaliśmy o kontenerowcu, który uderzył w przęsło Key Brigne na rzece Patapsco. Most został kompletnie zniszczony, a w wyniku zdarzenia śmierć poniosło sześć osób. Niektóre ciała nadal pozostają na miejscu katastrofy – podobnie, jak sam statek. Warto zatem postawić pytanie – czy wszystkiego tego dało się uniknąć?
Maritime Response to Baltimore Key Bridge Collapse Kicks Into Gear https://t.co/VlaQVsT1W8
— gCaptain (@gCaptain) March 30, 2024
Jak doszło do zderzenia?
Przypomnijmy: kontenerowiec Dali, kierujący się do Sri Lanki, opuścił port w Baltimore o godzinie 1.00 czasu lokalnego. 24 minuty później na jednostce doszło do awarii zasilania; w efekcie zgasły wszystkie światła, a załoga utraciła kontrolę nad statkiem.
W tej sytuacji nie pozostawało jej nic innego, jak tylko rzucić kotwicę, by spowolnić kontenerowiec. Niestety te działania okazały się niewystarczające. O 1.27 (a więc 3 minuty po utracie zasilania) jednostka uderzyła w pylon mostu, w efekcie czego niemal cała konstrukcja runęła do wody. Mimo iż niektóre elementy spadły na pokład, załodze kontenerowca nic się nie stało. Mniej szczęścia mieli jednak robotnicy pracujący na Key Bridge.
Sześć trupów
W momencie, gdy doszło do zderzenia, na moście pracowali robotnicy naprawiający dziury w jezdni. Key Brigde został zbudowany w latach 70.XX wieku. Obowiązywały wówczas nieco inne technologie niż dzisiaj, więc można się spodziewać, że nawierzchnia mostu wymaga okresowych napraw.
Krótko mówiąc, obecność pracowników fizycznych na moście nie była niczym niezwykłym – podobnie jak fakt, że do tego rodzaju prac (a więc mało bezpiecznych i zapewne kiepsko płatnych) zgłaszają się głównie imigranci. Tak było i tym razem – wśród ofiar katastrofy są obywatele krajów Hondurasu, Meksyku, Salwadoru i Gwatemali. Dotychczas nurkowie wydobyli ciała trzech z osób. Pozostałe zwłoki wciąż jeszcze leżą pod resztkami mostu.
Jest, jak jest...
Key Bridge był najdłuższym mostem kratownicowym na świecie. Jak już wiemy, zbudowano go w latach 70., a dokładnie w roku 1977. Jest to o tyle istotne, że trzy lata później doszło do innej wielkiej katastrofy, jaką było zawalenie się mostu Sunshine Skyway Bridge w Tampa Bay na Florydzie.
Zginęło wówczas 35 osób, a po tej tragedii konstruktorzy zaczęli wprowadzać inne rozwiązania technologiczne, mające zwiększyć wytrzymałość mostów przy uderzeniu w pylon. Key Bridge jednak już stał i nikt nie miał ochoty na to, by burzyć nowiutki most i zastępować go innym, bezpieczniejszym.
Rząd federalny określa konstrukcje takie, jak Key Bridge „krytycznymi pod względem pęknięć”. Wie, że przy zniszczeniu jednego pylonu cały most ulega zawaleniu. Wie również (bo ma informacje z samego źródła, a więc z Federal Highway Administration), że takich obiektów jest w USA 16800. Dlaczego sukcesywnie nie wymienia ich na bezpieczniejsze konstrukcje? To pytanie pozostaje na razie bez odpowiedzi.
Możemy jednak pokusić się o odpowiedź na pytanie tytułowe: tak, przy takim uderzeniu Key Bridge musiał runąć. Biorąc pod uwagę fakt, że przebiega pod nim ważna arteria komunikacyjna, zapewne warto było pomyśleć o wymanie/naprawie/ulepszeniu konstrukcji... Ktoś jednak musiałby podjąć taką decyzję. Teraz, kiedy most praktycznie nie istnieje, decyzja podjęła się sama. Szkoda, że wymagało to sześciu ofiar.
Tagi: Key Bridge, most, kontenerowiec, katastrofa