Wygląda na to, że certyfikat RYA spełnia wymogi polskiej administracji.
Czytelnicy Tawerny Skipperów mieli okazję poczytać kilka odsłon korespondencji pomiędzy MIiR a MSiT i odwrotnie. Czytali również mój list do Ministra Andrzeja Biernata. Jest odpowiedź, krótko opisując; to nie ja to kolega. Od kolegi otrzymałem identyczną odpowiedź i mając dość tego ping-ponga i odsyłania mnie wte i wewte, złożyłem skargę do Kancelarii PRM, aby tą kłótnię o kompetencje rozstrzygnęli. Poczekamy.
Póki co, odpowiedź MIiR, tylko w formie wyrażenia opinii i odsyłająca do „kolegi” po decyzję, pozwala moim zdaniem ogłosić, że jest kwestią czasu pojawienie się na stronie internetowej MSiT informacji, że Polska uznaje na swoim terenie certyfikat RYA za ważny i zezwala jego posiadaczom na żeglowanie po polskich wodach i na polskich jachtach. Nie wiem, czy wiecie, ale jak dotąd poprowadzenie polskiego jachtu np. na Grenlandię z kapitanem posiadającym certyfikat RYA było wbrew prawu (jacht pod Polską banderą jest polskim terytorium). Reszta „świata” dalej pozostaje nieważna.
Czemu nieważna, ponieważ MIiR tak pisze; Stoimy na stanowisku, iż administracja polska nie powinna uznawać certyfikatów kompetencji, które zostały wydane na podstawie wewnętrznych regulacji organizacji żeglarskiej. Śmiać się czy płakać? Jeszcze 2 lata temu w Polsce takie właśnie certyfikaty (nazywane ostatnio patentami) były emitowane. 60 lat żeglowałem po polskich jeziorach i zagranicznych morzach z jakimś świstkiem, wydanym na podstawie wewnętrznych regulacji!
Polski nie było na mapie świata do 1918 r, żeglarstwo polskie zaczęło się rozwijać w 1920 r. Tymczasem, nie do uwierzenia, ale żeglarstwo rekreacyjne rozpoczęło się 400 lat temu.
19 kwietnia 1601 r. wydano paszport Holendrowi Henremu de Voogt, który pragnął samotnie popłynąć z Vlissingen do Londynu, dla czystej przyjemności. Obecnie miliony ludzi z krajów bogatszych uprawiają jachting, a my dopiero nadrabiamy te wiekowe zaległości. (to cytat z jednego z wydań mojego przewodnika).
I tu nagle ktoś gorliwy to wszystko wrzuca do kosza i mówi... only Certyficate of Poland! I łaskawie...niech będzie i RYA. Daleka droga przed nami aby rozwiązać ten wstydliwy dla polskich żeglarzy problem. Bagatela – pominięty jest cały świat i cała Europa. Dla osłody jakis tam RYA i tylko dlatego, że ma dopisek: „Issued by RYA on the authority of the UK Maritime and Coastguard Agency”. Nie ceniony i pożądany przez każdego żeglarza, zweryfikowany przez życie, certyfikat tylko kilka słów wpisanych na nim o upoważnieniu. Nieważne patenty wszystkich żeglarskich potęg, gdzie zarejestrowanych jest milion, dwa czy 8 milionów jachtów np. w Szwecji.
Na Neptuna, przecież treścią przedsięwzięcie wypełnia firma a nie autoryzacja. Z całym szacunkiem do mojego państwa, ale jego autoryzacja jak i poprzednio PZŻ, mnie nie zadowala. To szkoła a w zasadzie instruktor na samym dole jest najważniejszy. Jego jakość to jakość dokumentu jaki wydał.
Módlmy się o rozsądek, bo megalomanii u nas dosyć! Może, kochani czytacze, dość kibicowania biernego, może jakaś szersza akcja wobec urzędników? Inaczej gotowi pomyśleć, że mają do czynienia z jakimś maniakiem. Już miałem w korespondencji takie aluzje, że jakoś nikt poza Klimczakiem nie podnosi tych tematów.
Zbigniew "Batiar" Klimczak