Każdy, kto miał przyjemność skosztować brytyjskiej kuchni łatwo rozumie, dlaczego Wyspiarze przez całe wieki tak chętnie wybierali się na podbój innych krajów; prawdopodobnie chcieli wreszcie zjeść coś smacznego.
Mimo to Brytyjczykom udało się przebić do zbiorowej świadomości z pewnym popisowym daniem zwanym fish and chips. Czy jednak w świetle ostatnich wydarzeń z fish rzeczywiście będzie problem?
Sankcjami w legendę
Legenda głosi, że jednym ze skutków Powstania Styczniowego był nałożony na naszych przodków zakaz pędzenia bimbru; ponoć car nie mógł sobie wyobrazić bardziej dotkliwej kary. Dziś caratu już nie ma – za to pomysł polegający na tym, żeby uderzyć we flagowy produkt spożywczy innego kraju, okazuje się jak najbardziej aktualny.
W minionym tygodniu przewodniczący Dumy Państwowej Wiaczesław Wołodin poinformował Brytyjczyków, że nie mogą już łowić ryb w okolicy Półwyspu Kolskiego i Wyspy Kołgujewa. Czy to oznacza, że do tej pory mogli?
Jak najbardziej. Umowa w tej sprawie została podpisana przez Wielką Brytanię oraz Związek Radziecki w 1956 roku. Zgodnie z tym porozumieniem, Wyspiarze mieli poławiać na Morzu Barentsa głównie dorsze oraz łupacze. Jak podaje strona rosyjska, w 2023 roku Brytyjczycy mieli wyłowić z rzeczonego akwenu 556 tys. ton ryb. Od zeszłej środy już jednak nie mogą prowadzić tam połowów, co ma być podwetem za najnowsze sankcje wprowadzone przez Wielką Brytanię.
I co teraz? Tylko chips?
Tu zdania są podzielone; kiedy bowiem w świat poszła informacja o wypowiedzeniu umowy przez Rosję, Wyspiarze mocno się zaniepokoili – na tyle mocno, że sprawę postanowiły wyjaśnić stosowne organy: brytyjski rząd oraz NFFF (National Federation of Fish Friers – organizacja reprezentująca restauratorów sprzedających smażone ryby z frytkami).
Przede wszystkim, jak wyjaśnił rzecznik rządu, "Brytyjskie łodzie nie prowadzą połowów na tych rosyjskich wodach, więc nie będzie to miało istotnego wpływu na nasze dostawy ryb, w tym dorsza i plamiaka.” Fakt wypowiedzenia przez Rosję umowy ma więc pozostać bez wpływu na podaż fish and chips na brytyjskich stołach. Poza tym, jak podkreślił rzecznik, Wielka Brytania nie otrzymała żadnego oficjalnego powiadomienia od Federacji Rosyjskiej w tej sprawie.”
Sprawa dorsza
Rzecznikowi rządu wtórował Andrew Cook, szef NFFF. Stwierdził on, że brytyjskie kutry od dziesięcioleci nie prowadziły połowów na Morzu Barentsa, więc zerwanie umowy niewiele zmienia. Poza tym, jak zauważył, dorsze rozmnażają się w Norwegii, potem migrują na wody rosyjskie, by tam urosnąć, a później znów wracają. Nie ma więc potrzeby czyhać na nie akurat przy Półwyspie Kola.
Jak widać, pomiędzy oświadczeniami strony rosyjskiej i brytyjskiej występują znacznie rozbieżności. Niezależnie od tego, kto i jak dalece mija się z prawdą, faktem jest, że wojna na Ukrainie ma coraz dziwniejsze skutki. Jak głosi plotka, decyzję o zerwaniu zawartej 70 lat temu umowy miał podjąć sam Władimir Putin, chociaż trudno sobie wyobrazić, by nie miał obecnie na głowie ważniejszych spraw, niż kwestia połowu dorszy.
Tagi: Wielka Brytania, Rosja, dorsz, umowa, fish, chips