Jak to co – żyć długo i szczęśliwie, chciałoby się powiedzieć. Zresztą takie rzeczy tylko w bajkach, prawda? Otóż nieprawda. Znaleziska, jakich dokonano ostatnio w różnych częściach świata dowodzą, że tytułowe pytanie wcale nie jest czysto teoretyczne.
53 złote monety w Morzu Śródziemnym
W sierpniu bieżącego roku dwóch mężczyzn nurkujących w wodach Zatoki Alicante na wschodnim wybrzeżu Hiszpanii dokonało bardzo ciekawego znaleziska – odkryli 53 rzymskie numizmaty datowane na IV i V wiek naszej ery. Oddali je archeologom.
Panowie Luis Lens i César Gimen przyznają, że na leżący na głębokości 7 metrów skarb trafili zupełnym przypadkiem. Jako amatorzy nurkowania i snorkelingu, każdego roku odwiedzają okoliczne wody, ale dopiero teraz odkryli w nich coś innego, niż cuda przyrody.
Beczka ze śledziami?
Kilka miesięcy temu skandynawskie media zachwycały się niebywałym szczęściem niejakiego Ole Ginnerupa Schytza – amatora, który postanowił kupić sobie wykrywacz metali i udał się z nim na swoje pierwsze poszukiwania. Za ich cel obrał Półwysep Jutlandzki. Co było dalej?
Jak sam opowiada: „Gdy tylko przyłożyłem urządzenie do ziemi, to zaczęło piszczeć. W pierwszej chwili pomyślałem, że to korek w beczce ze śledziami”. Okazało się jednak, że to żadne śledzie, tylko półtora kilograma złota w monetach i wikińskich ozdobach. Beginners' luck?
Polska: rzeka, pistolet i nielegalny magnes
W polskich wodach (nawet śródlądowych) też można trafić na ciekawe artefakty. I nie zawsze należy uznawać to za szczęśliwy przypadek. W 2018 roku pewien mieszkaniec Krasnegostawu wyłowił z rzeki Wieprz stary pistolet z pełnym magazynkiem. Znalezisko zgłosił na policję.
W efekcie trafił do aresztu zagrożony karą do 2 lat więzienia, ponieważ odkrycia dokonał z użyciem magnesu neodymowego, na który trzeba mieć pozwolenie, a on takiego dokumentu nie posiadał. Nie wiedział też, że przetrząsanie rzeki takim przedmiotem jest nielegalne.
Co z tym skarbem?
Czego uczą nas te historie? Przede wszystkim – zanim zaczniemy poszukiwania, upewnijmy się, że nie łamiemy prawa przeszukiwaniem w nieodpowiednim miejscu lub z użyciem niedozwolonych narzędzi. A najlepiej w ogóle ich nie wszczynajmy, bo zniweczymy swoje szanse na nagrodę (więcej o tym za chwilę).
Po drugie pamiętajmy, że znalezisko zawsze trzeba zgłosić u lokalnego starosty, a jeśli mamy podejrzenie, że trafiliśmy na zabytek – również u konserwatora zabytków.
Po trzecie wreszcie – domagajmy się tego, co nam się słusznie należy. Jeżeli rzecz ma właściciela, możemy zażądać od niego 10% znaleźnego. Jeśli trafiliśmy na zabytek, tym właścicielem jest Skarb Państwa – a nam należy się nagroda. Jak wysoka?
„Uścisk ręki prezesa” czy żywa gotówka?
Wysokość nagrody ustala rozporządzenie ministra kultury i dziedzictwa narodowego w sprawie nagród za znalezienie zabytków lub materiałów archiwalnych. Aby ją otrzymać, trzeba spełnić kilka warunków – najważniejsze z nich jest to, by na zabytek trafić przypadkiem. Profesjonalni poszukiwacze, członkowie grup archeologicznych itp. nie dostaną nic.
Nagrodą za obywatelską postawę i zgłoszenie faktu odkrycia zabytku może być co najmniej 10% wartości znaleziska, ale nie więcej, niż 30-krotność przeciętnego wynagrodzenia. Aby jednak otrzymać pieniądze, musimy trafić na obiekt o dużej wartości historycznej, naukowej, artystycznej lub materialnej. W przeciwnym wypadku możemy liczyć co najwyżej na dyplom i „fejm” w Internetach.
A gdyby tak... nie zgłaszać znaleziska? Cóż - w takim przypadku łamiemy prawo i musimy się liczyć karą grzywny oraz tzw. nawiązki, która może wynieść 20-krotność minimalnego wynagrodzenia.
Tagi: skarb, znalezisko, nurek, prawo, nagroda