TYP: a1

Cuda i dziwy, czyli samochodem przez Bałtyk

wtorek, 13 listopada 2018
Anna Ciężadło

Istnieje miejsce, gdzie to drogowcy zaskakują zimę, Policja nalega na posiadanie sprawnego telefonu komórkowego, a rząd... zakazuje zapinania pasów bezpieczeństwa. A wszystko to dzieje się nie w Nibylandii, ale na morzu. I to naszym, osobistym.

Sąsiedzi

Spośród krajów, które dzielą z nami dostęp do Bałtyku, chyba najmniej znanym jest Estonia. O ile jeszcze kojarzymy jej położenie, a może nawet flagę (strasznie ponure kolory, ale to pewnie przez niedobór słońca), o tyle o zwyczajach, jakie tam panują, wiemy bardzo niewiele. A szkoda.

 

Przede wszystkim, warto uświadomić sobie, że Estonia jest krajem wyspiarskim. Posiada ponad 1000 (tak, tysiąc) sztuk wysp i wysepek, zaś największe z nich, Sarema (Saaremaa) i Hiuma (Hiiumaa), słyną z gigantycznych... korków. Co więcej, Hiuma słynie z korków na morzu. I to samochodowych. Jak to możliwe?

 

Otóż, każdego roku mieszkańcy Estonii uruchamiają sobie autostradę na lodzie, dzięki czemu, zamiast tłuc się powolnym promem, mogą miło spędzić czas, stojąc sobie w korku we własnym samochodzie. Estończycy generalnie lubią się przemieszczać, a na pomysł odbycia uroczej wycieczki wpadają zwykle w tym samym terminie, czyli w weekend. Dlatego też na morzu powstaje wówczas coś na kształt naszej Zakopianki. Tylko bardziej.


Lodowa autostrada

Lodowych tras jest kilka, ale najsłynniejszą z nich jest ta łącząca port Rohukuela, zlokalizowany w północno-wschodniej części Estonii ze wspomnianą Hiumą. Trasa liczy sobie 26 km, a jej uruchomienie oficjalnie ogłasza estoński rząd.

 

Co takiego sprawia, że Estończycy szturmują swoją wyspę? Przede wszystkim, jest naprawdę ładna, chociaż w niektórych językach skandynawskich nazywana jest Wyspą Diabła. Na pocieszenie można dodać, że w innych nazywa się z kolei Wyspą Dnia.

Nie ulega jednak wątpliwości, że znajdują się tam urokliwe plenery i sporo zabytków, chociaż trzeba uczciwie przyznać, że pogoda nie zawsze jest łaskawa. Ale akurat na mieszkańcach Estonii coś takiego nie robi najmniejszego wrażenia.

 

W czasie, kiedy Bałtyk jest w stanie ciekłym, podróż na wyspę odbywa się promem i zajmuje 2,5 godz. Natomiast gdy da się ją pokonać samochodem – zaledwie pół godziny. Nie licząc korków.

 

Wielkie otwarcie

Aby autostrada mogła zostać oficjalnie otwarta, lód na morzu musi osiągnąć grubość co najmniej 30 cm. Granicą bezpieczeństwa jest co prawda 25 cm, ale ludzie Północy są z natury ostrożni i wolą dmuchać na zimne. Czyli w praktyce, na wszystko wokół. Albo po prostu wiedzą, ile kosztuje akcja ratunkowa na morzu (nawet, jeśli jest to morze tak słodkie, że zamarza) i starają się uniknąć zbędnych wydatków.

 

Przez cały czas nad bezpieczeństwem podróżujących czuwają specjalne patrole, a ich zadaniem jest głównie wypatrywanie szczelin w lodzie, ale nie tylko. Patrole pilnują także, by samochody były wpuszczane na lód w dwuminutowych odstępach i nie przekraczały (w żadną stronę) ustalonej odgórnie prędkości. Pospieszają zatem „dziadków – kapeluszników”, a zarazem hamują „kozaków”.

[t]Lodowe autostrady w Estonii[/t] [s]Fot. Wikipedia[/s]

Dalsze środki bezpieczeństwa

Patrolom zawsze jednak może jednak coś umknąć, dlatego też przy wjeździe i wyjeździe z lodowej autostrady umiejscowione są punkty kontrolne, które skrzętnie notują numery tablic rejestracyjnych. Dzięki temu można łatwo sprawdzić, czy aby przypadkiem ktoś nie zaginął w akcji, i w razie potrzeby, natychmiast wysłać po niego ekipę poszukiwawczą.

 

Co ciekawe, lodowe autostrady trzeba... odśnieżać, więc na morzu można też spotkać zupełnie „lądowych” drogowców. Mimo to, utrzymanie lodowych dróg wcale nie jest droższe, niż tych zwykłych, a przy tym można zaoszczędzić spore kwoty na piasku i soli.

 

Lodowa droga prowadząca z lądu do portu Osterby na półwyspie jest otwarta dla aut ważących do dwóch ton. Mogą one jeździć tamtędy jedynie w ciągu dnia. Każdy kierowca wyruszający w drogę musi mieć przy sobie telefon komórkowy.


W ubiegłym roku trasę lodową pomiędzy Haapsalu a półwyspem Noarootsi otwarto 6 lutego. Ten termin jest ruchomy i zależy od tego, czy pogoda jest sprzyjająca.

W Estonii najbardziej popularną drogą po zamarzniętym Bałtyku jest trasa od portu Rohukuela w północno-wschodniej części kraju z turystyczną wyspą Hiiumaa. Przejazd nią trwa tylko pół godziny. Promem pokonuje się tę trasę pięć razy dłużej.

Co z tymi pasami?

 

Na oficjalnej, rządowej, lodowej trasie kierowcy muszą poruszać się z określoną prędkością, toteż naturalną rzeczą jest, iż absolutnie zabronione jest wyprzedzanie. Co ciekawe, równie surowo zabrania się... zapinania pasów bezpieczeństwa.

Chodzi bowiem o to, że mimo wszelkich środków ostrożności może się zdarzyć, iż samochód wpadnie do wody. A wtedy pasażerowie mają kilka sekund, by opuścić pojazd, zanim całkowicie zatonie. Manewrowanie przy pasach zabierze im całą sekundę lub dwie z tego cennego czasu – i właśnie tyle może im zabraknąć, by uratować życie.

Co ciekawe, Policja nalega też, aby w każdym pojeździe, jaki przemierza lodową trasę, był przynajmniej jeden telefon komórkowy, dzięki czemu w razie najmniejszych kłopotów ratownicy mogą natychmiast pospieszyć z pomocą.

Kozacy...

 

Jeśli pomyśleliście teraz, że mieszkańcy Estonii są niezwykle uporządkowani i rozsądni, jak np. Skandynawowie, to... jesteście w błędzie. Estończycy mają bowiem pewną jak najbardziej polską cechę: otóż, pomimo wszelkich środków ostrożności, oficjalnych wytycznych i przygotowanych tras, lubią śmignąć sobie własną drogą. Bez pozwolenia, bez pieczątki i... bez oznaczeń.

 

A przypomnijmy, że jazda odbywa się po morzu. W zimie. Bałtyk tworzy wówczas płaską, burą pustynię, która niepostrzeżenie łączy się z równie burym niebem. Oświetlenia ulicznego brak. Znaków drogowych również. Dlatego też alternatywne, dzikie trasy, oznaczane są... gałęziami jałowca. Jak twierdzą mieszkańcy wysp, takie drogi „dają im wolność”. Chyba możemy to zrozumieć :)



 

 

Tagi: autostrada, Estonia, lód
TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 22 grudnia

W stoczni Multiplast w Vannes wodowano katamaran "Orange II".
środa, 22 grudnia 2004
Na Barbados dopływa Arkadiusz Pawełek na pontonie "Cena Strachu"; Polak jest drugim człowiekiem na świecie, który pontonem przepłynął Atlantyk (41 dni, 3000 Mm).
wtorek, 22 grudnia 1998
Opłynięcie Hornu przez "Pogorię" pod dowództwem Krzysztofa Baranowskiego.
czwartek, 22 grudnia 1988