TYP: a1

Dlaczego amazońscy Indianie nie sikają z łodzi?

poniedziałek, 5 listopada 2018
Anna Ciężadło

Każdy szanujący się żeglarz przynajmniej raz w życiu odcedził kartofelki wprost do wody, stojąc na burcie i rozkoszując się widokiem. Dotyczy to również wielu żeglarek, choć w tym przypadku jest to operacja nieco trudniejsza do przeprowadzenia. Mimo to, istnieją nacje, które nigdy, przenigdy nie uprawiają tego procederu. Dlaczego?

Amazonia

Dorzecze Amazonki to prawdziwa kraina czarów, zamieszkana przez najróżniejsze dzikie stwory. W większości pragnące nas zjeść, albo w inny niecny sposób wykorzystać nasze tkanki. Co ciekawe, te zwierzaki, których naprawdę powinniśmy unikać, wcale nie są szczególnie okazałe, ani nawet nie wyglądają groźnie; niekiedy wręcz trudno je zauważyć. Należy do nich na przykład niepozorna rybka, nosząca wdzięczną nazwę wandelia, ale ukrywająca się też pod ksywkami kanero oraz kandyra. Co w niej takiego strasznego?

Na pierwszy rzut oka - nic. W odróżnieniu od takich na przykład piranii, wandelia nie poluje stadnie, nie jest krwiożercza, agresywna, ani szczególnie duża. Właściwie, to jest całkiem mała, bowiem osiąga co najwyżej kilka centymetrów długości. Posiada, co prawda, ząbki, ale znacznie mniejsze, niż konkurencja. Rybka nie jest w zasadzie mięsożerna, ale ma bardzo brzydkie zwyczaje - jest bowiem pasożytem. Nie pasożytuje jednak na ludziach; chyba, że się pomyli.

 

Którędy do jedzonka?

Wandelia zasadniczo wcale nie lubi ludzi. Jej celem są inne, większe ryby, którym  wpływa do skrzeli, a następnie dokuje się za pomocą specjalnych kolców i żyje sobie szczęśliwie, odżywiając się krwią gospodarza.

Dlaczego zatem jest groźna dla ludzi, którzy skrzeli przecież nie posiadają? Cóż, rybka jest trochę głupia i tego nie wie. Wpłynie więc w dowolny otworek, jaki uda jej się wypatrzyć, i jaki wyda jej się atrakcyjny. A że akurat będzie to ujście czyjejś cewki moczowej, to już nie rybki sprawa.

Nauka zna kilka udokumentowanych przypadków, gdy wandelia wpłynęła komuś do wnętrza penisa. I potraktowała go tak, jak skrzela - czyli zakotwiczyła się za pomocą kolców… OK, dalej nie chcemy wiedzieć.

 

Auć!

No dobra, i co wtedy? Rybka zasadniczo żywi się krwią, ale potrzebuje także tlenu, więc we wnętrzu ciała człowieka jest raczej bez szans na dłuższe przeżycie. A wycofać się - mimo szczerych chęci - nie może.

W takim przypadku pozostaje jedno rozwiązanie, które rybce już nie pomoże, ale jej gospodarzowi owszem, bowiem wizyta kolczastego gościa w tak delikatnym miejscu do przyjemnych nie należy.

Niestety, jedynym sposobem na pozbycie się wandelii jest jej chirurgiczne usunięcie, co zresztą nie zawsze rozwiązuje problem, bo po wizycie takiej rybki może wdać się infekcja, której efektem bywa nawet śmierć.

 

Indianie

Wracając jednak do tytułowego pytania: dlaczego właściwie Indianie nie sikają z łodzi do wody? Otóż, panuje wśród nich przekonanie, że wandelia może nawet przepłynąć w górę po strumieniu moczu, wprost do sikającego mężczyzny. Rybka oczywiście aż tak zdolna nie jest, ale tubylcy wolą nie ryzykować.

Gwoli uczciwości należy jednak dodać, że wandelia może jednak mieć pewne związki z moczem. Istnieje bowiem teoria (chociaż naukowcy spierają się na temat jej prawdziwości), jakoby rybkę przyciągał zapach mocznika. Jeśli wiec ktoś nasiusia do rzeki, rybka zjawi się w okolicy. Wówczas nieszczęśnik, który przypadkiem znajdzie się w wodzie, będzie miał kłopociki. A czegoś takiego męska solidarność by nie zniosła.

 

 

Tagi: ryba, wandelia, rzeka, pasożyt
TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 23 listopada

Francis Joyon na trimaranie IDEC wyruszył z Brestu samotnie w okołoziemski rejs z zamiarem pobicia rekordu Ellen MacArthur; zameldował się na mecie po 57 dniach żeglugi, poprawiając poprzedni rekord o dwa tygodnie.
piątek, 23 listopada 2007