Pies nazywany bywa najlepszym przyjacielem człowieka - a każdy, kto kiedykolwiek posiadał takiego czworonoga, z pewnością podpisze się pod tym stwierdzeniem. Wszystkimi czterema łapami. Tym bardziej niezwykły jest zatem fakt, że mianem „psi” określamy rzeczy, które niekoniecznie nam odpowiadają: mamy zatem psią pogodę, psi obowiązek, psi urok, no i oczywiście… psią wachtę.
Co ciekawe, mimo iż nikt z nas nie ma wątpliwości, że psią wachtę lepiej jest omijać, zdania co do tego, kiedy konkretnie ona przypada oraz skąd wzięła się jej nazwa, bywają podzielone. Jakie zatem mamy opcje?
Teoria 1: „Pompuj, pompuj, wypompuj zęzę”
Ta teoria głosi, iż psie wachty są aż dwie, a dla uproszczenia nazywają się… pierwsza i druga. Suprise, co?
Wedle tej opcji, obie psie wachty wywodzą się z czasów, kiedy żaglowce były drewniane. Czyli lubiły przeciekać. Skutkiem tego, świecką tradycją było, że podczas wieczornej wachty marynarze ciężko pracowali przy pompach zęzowych, usuwając nadmiar cieczy. Była to praca mozolna, niewdzięczna i syzyfowa, a w dodatku spadała na ludzi, którzy i tak mieli niewiele czasu na relaks, toteż stanowiła ich „ulubione” zajęcie.
Dlatego, by nie doprowadzać załogi do ostateczności, ta wachta została podzielona na dwie części, trwające od 16.00 do 18.00 oraz od 18.00 do 20.00 - i obie zyskały uroczy przydomek „psia”.
Teoria 2: godzina duchów
Alternatywna teoria zakłada, że psia wachta jest tylko jedna - za to przypada nie wieczorkiem, ale dokładnie w godzinie duchów, czyli trwa od północy do czwartej nad ranem. Wszystko fajnie, ale dlaczego taka wachta ma się nazywać akurat psią - a nie, na przykład, upiorną?
Jak się okazuje, powody takiego stanu rzeczy są dwa: po pierwsze, ludzie morza z definicji byli przesądni - i jeśli nie było to absolutnie konieczne, woleli nawet nie wspominać o upiorach. Nie to, żeby naprawdę wierzyli, że one istnieją, bez przesady; po prostu uważali, że lepiej ich nie drażnić.
Po drugie, w czasach, gdy nocne przesiadywanie na Fejsie nie było jeszcze modne, w okolicach północy porządni ludzie już spali - przynajmniej ci, którzy byli wówczas na lądzie. W okresie od północy do czwartej nad ranem dobytku pilnowały więc tylko psy. Oraz marynarze na psiej wachcie. Cóż, życie.
Teoria 3: wcale nie chodzi o psa
Brytyjczycy mają taki zwrot: „lost in translation”, czyli „zagubione w tłumaczeniu”. Trzecia z opcji zakłada, że takie właśnie zdarzenie miało miejsce w przypadku psiej wachty, której nazwa wcale nie pochodzi od psa (dog), tylko od słówka dodge, oznaczającego wykręcać się lub unikać.
Dodge watch to była wachta, z której każdy pragnął się wymiksować, wiec wszystko by się zgadzało… poza faktem, że słówko dodge niezupełnie brzmi tak samo, jak dog. Skąd więc taka pomyłka?
Ponoć zawinił tu pewien kapitan brytyjskiej Royal Navy, dla którego ogarnięcie pisania okazało się nieco trudniejsze, niż zawiadywanie statkiem. Biedaczyna pomylił się w dzienniku okrętowym, i zamiast dodge watch, napisał kiedyś dog watch - a ponieważ był kapitanem, nikt nie śmiał zwrócić mu uwagi. Podlegli mu oficerowie zaczęli więc świadomie i z premedytacją powtarzać ten błąd (wazeliniarze jedni), i… tak już jakoś poszło w świat.
Tagi: psia wachta, Royal Navy, marynarz