Duże seksualne libido, jeśli występuje u ludzi, może być przyczyną kłopotów. Tym razem jednak nie chodzi o człowieka, a pewnemu męskiemu osobnikowi o niegasnącym, mimo poważnego wieku popędzie świat zawdzięcza...uratowanie całego gatunku.
Chodzi o żółwia z gatunku Chelonoidis hoodensis, zamieszkującego wyspę Santa Cruz na Galapagos – i jest to jedyne miejsce na świecie, gdzie można już spotkać te żółwie na wolności. 50 lat temu gatunkowi groziło wymarcie, bowiem na wyspie zostało zaledwie kilkanaście samic i dwa samce. Istniało spore prawdopodobieństwo, że pozostawione same sobie żółwie wyginą, dlatego w latach 60. ubiegłego wieku naukowcy wpadli na pomysł, żeby na wyspę sprowadzić kilkanaście samców, które mogłyby posłużyć do rozrodu. Jednym z nich był Diego.
Diego 80 lat temu zabrała z Galapagos ekspedycja naukowa. Wiele lat spędził w zoo w San Diego, po czym trafił na Santa Cruz. I natychmiast dziarsko wziął się do roboty. Dziś populacja żółwi liczy sobie około 2000 sztuk, a jak pokazały badania, ojcem ponad 40 proc. żółwi jest właśnie Diego, który jest już bardzo dziarskim stulatkiem.
Diego teraz na krótko wróci do zoo w San Diego, gdzie odbędzie kwarantannę, a w marcu, w nagrodę za ciężką i ofiarną pracę ma wrócić na swoją rodzinną wyspę, Espanolę (też na Galapagos), a towarzyszyć mu będzie spora gromadka potomków.
Kiedy opublikowano informację, że Diego niemal w pojedynkę uratował gatunek, żółw stał się popularny na całym świecie a sporo dzieciaków otrzymało po nim imię. I zdaje się, że zdanie „niezły z niego ogier” należy zastąpić „niezły z niego żółw”.
Tagi: żółw, Diego, Galapagos, ekologia