Jak powszechnie wiadomo, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Albo cumowania. Sytuacja, jaka miała miejsce w Gdyni, stanowi tego idealne odzwierciedlenie. Kto ma tutaj rację? Kto jest w tej sytuacji „piekielnym sąsiadem”? I czy uda się znaleźć konsensus? Spróbujmy przyjrzeć się sprawie bez ferowania wyroków.
O co tu chodzi?
Ostatnimi czasy wiele osób decyduje się na kupno luksusowego apartamentu nad samym morzem. Jest to wygodna opcja na wakacje, dodatkowe źródło dochodu, lokata kapitału i tak dalej. Jeśli tylko ktoś ma środki i ochotę na taki zakup, rzeczywiście może to być ciekawy pomysł.
Jedną z takich nieruchomości stanowi Yacht Park w Gdyni. Na stronie inwestora czytamy: „Lokalizacja inwestycji Yacht Park na terenie Molo Rybackiego, blisko ścisłego centrum Gdyni – z widokiem na Skwer Kościuszki – sprawia, że wszystko, co stanowi o uroku Gdyni, jest w zasięgu ręki”. I rzeczywiście, wydaje się, że trudno o lepszą miejscówkę.
Rzecz w tym, że mieszkanie nad samym morzem, w dodatku w bezpośrednim sąsiedztwie mariny, wiąże się z pewnymi niedogodnościami, a największą z nich może być hałas. I właśnie on stał się przyczyną napisania skargi przez jednego z właścicieli lub najemców apartamentu, wywołując przy okazji ciekawą dyskusję.
Kto tam mieszka?
Większość tego typu apartamentów powstała z myślą o inwestorach, nie mieszkańcach. Krótko mówiąc, są one przeznaczone dla osób, które nie zamierzają przebywać tam na stałe, ale raczej przyjeżdżać na wakacje lub weekendy, ewentualnie wynajmować lokal turystom (niekiedy po sąsiedzku funkcjonują firmy trudniące się obsługą takiej nieruchomości). Wszystko to sprawia, że tego rodzaju apartamenty bywają zajęte głównie w sezonie, a poza nim świecą pustkami.
Tym bardziej dziwne było, że skarga pochodząca od osoby zamieszkującej w Yacht Parku przyszła 21 grudnia. Dotyczyła ona statku ratowniczego Sztorm, który cumuje w sąsiedztwie apartamentowców. W mailu od mieszkańca czytamy: "Dlaczego w godzinach nocnych na statku Sztorm włączone są silne reflektory prosto w okna apartamentów Molo Rybackiego wraz z jednostajnym głośnym hałasem maszynowym dochodzącym z tego statku przez wiele godzin nocnych?”.
No właśnie: dlaczego?
Właściciel jednostki odpowiedział, że„Sztorm” służy do akcji ratowniczych i musi pozostawać w gotowości przez cały czas. Hałas, który okazał się tak uciążliwy, jest natomiast efektem pracy agregatu prądu, który działając przez kilka godzin w odległości zaledwie kilkudziesięciu metrów od budynku, rzeczywiście mógł dać się we znaki.
Ostatecznie jednostka została przestawiona w inne miejsce. Silne wiatry oraz sztormowa pogoda udowodniły jednak, że nie była to najlepsza miejscówka. Ostatecznie statek wrócił więc w pobliże apartamentowca, ale nie dokładnie tam, gdzie cumował na początku. Czy ta lokalizacja okaże się złotym środkiem? Czas pokaże.
Zaistniała sytuacja nasuwa jednak pytanie – czy w ogóle taka skarga powinna mieć miejsce? Czy najemca lub właściciel apartamentu nie mógł się spodziewać, że mieszkając tuż obok mariny, będzie narażony na dobiegający z niej hałas? A może został zapewniony, że cumują tam jedynie jachty?
Przypomina to nieco sytuację osób, które kupując domek na wsi, oburzają się potem o „wiejskie zapachy”, hałas maszyn rolniczych, latające owady itp. Z drugiej jednak strony, człowiek nabywający lokal za grube pieniądze, chciałby spokojnie się w nim wyspać, a nie słuchać przez całą noc melodyjnego burczenia agregatu. Być może rozwiązaniem byłaby ulotka dla nabywców lub najemców, informująca o możliwości wystąpienia rozmaitych niedogodności?
Tagi: Gdynia, hałas, marina, konflikt, statek, apartamentowiec