TYP: a1

Kleftiko z greckiej wyspy

sobota, 14 stycznia 2012
MZ
Kryzys jaki dopadł Grecję niespecjalnie wytrącił Zorbę z równowagi. Przyzwyczaił się do katastrof. Przyjmował je ze spokojem, a także ze sporą dozą humoru. Popatrzcie jaka piękna katastrofa – mówił do swoich przyjaciół, za każdym razem gdy jego kolejne przedsięwzięcie legło w gruzach.

A było tych klęsk sporo, właściwie wszystko za co się zabrał w jego rękach zamieniało się w ruinę. Podobnie było z jego małżeństwem, przez lata prowadził spokojne i wesołe życie singla, niefrasobliwy i skłonny do wszelkiego rodzaju szaleństw, z reguły otoczony bywał wianuszkiem dziewcząt chętnych do przeżycia przygody. Kiedy jednak postanowił się ustatkować, to wybranką stała się kłótliwa, zaborcza i bezwzględna kobieta o imieniu, a jakże – Ksantypa. "Cholera!" - Mówili jego znajomi – "twoje małżeństwo to katastrofa." "Niby tak" – odpowiadał - "ale przecież jaka piękna." To prawda, jego żona miała wprawdzie paskudny charakter, ale powierzchowność zniewalającą.

Jedynie w dwóch dziedzinach odnosił sukcesy, a to w żeglarstwie, które było jego pasją, sposobem na wyrwanie się z kłopotów i spod skrzydeł małżonki,  oraz gotowanie – w tym był prawdziwym mistrzem i cieszył się zasłużoną sławą. O serwowanych  przez niego potrawach krążyły legendy.

Kryzys pozbawił go domu oraz żony. Tak po prawdzie to żona go domu pozbawiła, rozwodząc się z nim i przy podziale majątku przejmując obciążony potężną hipoteką dom. Rychło, dzięki swojej urodzie znalazła kolejnego nieszczęśnika, który na swoje barki wziął spłaty kredytu. Zorba stratę dachu nad głową przyjął wzruszeniem ramion, a stratę żony z radosnym uśmiechem. Zamieszkał na jachcie, często odwiedzając swoich przyjaciół, którym za gościnę, gdy pogoda nie sprzyjała żeglowaniu, odwdzięczał się przygotowując iście królewskie obiady i kolacje. Teraz też płynął wraz ze swoim starym znajomym Nikosem Kazantzakisem, do jego domu położonego na jednej z niewielkich wysepek jakich pełno na Morzu Egejskim, by  tam przeczekać chłody. W podzięce za przyjęcie go pod dach miał zamiar przygotować jedną ze swych koronnych potraw, mianowicie Kleftiko.

Kleftiko z greckiej wyspy

Aby przygotować prawdziwe Kleftiko potrzebujemy cztery kotlety z udźca jagnięcego z kością, powinny być cięte tak jak cielęce kotlety na ossobuco, sok z jednej cytryny, sporo posiekanego oregano, dwie do trzech cebul, opcjonalnie czosnek (może być, ale to nie konieczne), dwa listki laurowe, szklanka białego wytrawnego wina, oliwa. Sok z cytryny należy wymieszać z oregano, dodać sól i pieprz i tą mieszanką natrzeć jagnięcinę. Odstawić na jakieś 6 – 7 godzin w chłodne miejsce, aby mięso się zamarynowało – najlepiej na noc. Na dużej patelni rozgrzać oliwę, mięso wyjąć z marynaty i osuszyć, marynatę zachować, kotlety obsmażyć z obu stron, tak aby się zrumieniły. W naczyniu do zapiekania układamy kotlety, posypujemy pociętą w talarki cebulą i ewentualnie posiekanym czosnkiem, dodajemy liście laurowe i polewamy białym winem i resztą marynaty. Na stolnicy rozrobić mąkę z wodą i wyrobić zwięzłe ciasto, teraz trzeba je rozwałkować i tak przygotowanym zakleić wierzch naczynia do zapiekania – warto to zrobić szczelnie, aby smaki i aromaty z naczynia się nie wydostały. Pieczemy w rozgrzanym piekarniku około 2 – 3 godziny.

Ciasto służy za szczelną przykrywkę, ale jak ktoś lubi to może taką przykrywkę sobie pogryzać. Oczywiście ciasto można zastąpić szczelną pokrywą, lub folią, ale wtedy widok potrawy będzie znacząco mniej atrakcyjny i efekt diabli wezmą. Jeśli nie mamy w dyspozycji jagnięciny, można ją z konieczności zastąpić cielęciną, ale to już nie to, choć też niezłe.
TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 23 listopada

Francis Joyon na trimaranie IDEC wyruszył z Brestu samotnie w okołoziemski rejs z zamiarem pobicia rekordu Ellen MacArthur; zameldował się na mecie po 57 dniach żeglugi, poprawiając poprzedni rekord o dwa tygodnie.
piątek, 23 listopada 2007