Jak donosi niemiecki portal Cicero, taki właśnie niefortunny „przypadek” przytrafił się dokumentom potencjalnie obciążającym władze Meklemburgii-Pomorze Przednie z panią Manuelą Schwesig na czele. Jak to się stało, że tak ważny kawałek papieru znalazł się w okolicy kominka? I co miał wspólnego z Rosją oraz 10 milionami euro?
Dla przypomnienia
Budowa gazociągu Nodr Stream 2 była co najmniej kontrowersyjna. Dzisiaj, kiedy mija dokładnie rok od napaści Rosji na sąsiada, nikt chyba nie ma wątpliwości co do tego, że jest to państwo niezupełnie przyjaźnie nastawione do reszty świata, a współpraca z nim może się odbić czkawką.
Tym bardziej warto docenić fakt, że Niemcy postanowili wziąć pod lupę poczynania własnych urzędników i wyjaśnić wszelkie niuanse tej podmorskiej inwestycji. Wcześniejsze poczynania pani Schwesig i władz Meklemburgii-Pomorze Przednie są obecnie przedmiotem śledztwa. Podobnie zresztą, jak działalność fundacji „klimatycznej” Stiftung Klimaschutz, powołanej do życia w 2021 roku przez ten land. Dokumenty, które zupełnie przypadkowo poszły z dymem, dotyczyły finansów tej fundacji.
Stiftung Klimaschutz – co warto o nich wiedzieć?
Fundacja nazywana klimatyczną powstała w celu ochrony... nie no, przecież nie klimatu. Bez przesady. Tak naprawdę władze landu utworzyły ją w zupełnie innym celu: w czasie, gdy Nord Stream 2 był jeszcze w budowie, władze USA wysnuwały już pewne podejrzenia względem zamiarów Rosji. Postanowiły więc nałożyć na gazociąg sankcje, a Stiftung Klimaschutz miała im zapobiec. Prawdopodobnie za rosyjskie pieniądze - czy tak było w istocie, bada prokurator.
Jak podaje Cicero, prokuratura w Stralsund sprawdza właśnie, czy przyjęcie przez fundację 10 milionów euro dotacji od rosyjskiego Gazpromu było całkiem zgodne z prawem. Niestety zeznanie podatkowe Stiftung Klimaschutz trafiło do rąk pewnej urzędniczki. Pani była chyba dość nerwowa, bo — jak sama mówi — „w akcie paniki” wrzuciła dokumenty do kominka. Zdaniem Cicero co najmniej jedno zeznanie Stiftung Klimaschutz skończyło w ten sposób.
Jak z tego wniosek?
Przede wszystkim taki, że urzędnicy podatkowi nie powinni pracować w pomieszczeniach, w których znajduje się otwarty ogień. Pomijając już fakt, że palenie w kominku chyba nie całkiem wpisuje się w ideę redukcji CO2 i ochrony klimatu.
Warto też zadać sobie pytanie, czy w XXI wieku dokumentacja powinna występować nie tylko w wersji papierowej, ale też cyfrowej? Z drugiej jednak strony, w Krakowie, gdzie mieści się siedziba Tawerny, też miał miejsce podobny przypadek: spłonęło super nowoczesne archiwum, a kopii elektronicznych nie było.
Wypadki chodzą więc po dokumentach, co przywodzi na myśl pewien film z Bogusławem Lindą. Pozostaje jednak mieć nadzieję, że prokuratorzy z Stralsund mimo wszystko będą w stanie wyjaśnić sprawę finansowania Stiftung Klimaschutz, ukarzą winnych i oczyszczą dobre imię niewinnych. A pani urzędniczka weźmie może urlop dla podreperowania zszarganych nerwów?
Tagi: Nord Stream, prokurator, dokumenty, spalenie, Meklemburgia-Pomorze Przednie, Rosja, łapówka