Fińskie służby prowadzące śledztwo w związku z uszkodzeniem podmorskiego kabla elektroenergetycznego EstLink 2 nie znalazły żadnych dowodów na to, że Federacja Rosyjska jest zamieszana w ten incydent. Co więcej, śledczy nie dowiedli też, że miało tu miejsce jakiekolwiek zamierzone działanie.
Co odkryli specjaliści?
O wynikach prowadzonego dochodzenia poinformował wczoraj dziennik Helsingin Sanomat. Fińska policja jak dotąd nie znalazła żadnego dowodu na to, że ktokolwiek z załogi tankowca Eagle S miałby w zamierzony sposób uszkodzić podmorskie kable. Jeśli tak dalej pójdzie, zniszczenie estońsko-fińskiej instalacji zostanie oficjalnie uznane za wypadek, a postępowanie ulegnie zawieszeniu.
Odrębną kwestią jest rzekome zaangażowanie w incydent Federacji Rosyjskiej – to, czy rzeczywiście Rosjanie mieli coś wspólnego ze zniszczeniem EastLink2, mają ustalić fińskie służby Suojelupoliisi (Supo), odpowiadające za bezpieczeństwo wewnętrzne kraju. Z dotychczasowych ustaleń śledczych wynika, że jest wątpliwe, by za incydentem stała Rosja.
I co teraz?
Sprawa zniszczenia podmorskich kabli formalnie badana jest jako akt wandalizmu i zniszczenia mienia. Jak na razie wiele wskazuje na to, że postępowanie może zostać zawieszone, chociaż trzeba podkreslić, że jeszcze nie zapadły wiążące decyzje w tej sprawie.
Mimo odnalezienia na dnie Zatoki Fińskiej kotwicy, z pomocą której uszkodzono EastLink2, mimo inspekcji tankowca dokonanej śledczych Fińskiej Agencji Transportu i Komunikacji Traficom, która rzekomo „przyniosła znaczne postępy”, wygląda na to, że winnych brak.
Eagle S jest na razie uziemiony z powodu uchybień, jakie na nim znaleziono – ale kiedy zostaną one naprawione, tankowiec będzie mógł wyruszyć w dalszą drogę.
Tagi: Eagle S, EastLink2, Rosja, Finlandia, śledztwo, kable, Bałtyk