TYP: a1

Geronimo zwiedza Wyspy Kanaryjskie

niedziela, 7 sierpnia 2011
Magda i Adam Żuchelkowscy

Plaża na Graciosie z widokiem na Lanzarote
Pływając po Morzu Śródziemnym, wielokrotnie spotykaliśmy jachty udające się na Kanary. Te wulkaniczne, jakże daleko położone europejskie wyspy, siedziały w naszych głowach już od dłuższego czasu. Śródziemne zwiedzone, teraz czas na Atlantyk!


Czy nasz mały, 10,5-metrowy plastikowy jachcik poradzi sobie na atlantyckich falach? Czy nic się nie zepsuje po drodze? No cóż, tak można by w kółko i przez całe życie. Nie ma co gdybać, trzeba działać! W podjęciu decyzji pomógł nam przypadkowy żeglarz, obok którego zacumowaliśmy. Jego jacht miał ok. 10 m długości i porwane żagle. Do tego nie działał mu silnik. Uśmiechnięty 50-letni mężczyzna z żoną i dwoma dużymi psami właśnie wrócił z Wysp Kanaryjskich. Ludzie na mniejszych jednostkach (np. Mantry) pływają dookoła świata, a przecież nasz Geronimo to wojownik. My też damy radę! Ciekawość i chęć przeżycia przygody dość szybko zwyciężyły, dzięki czemu ruszyliśmy w nasz upragniony rejs.


Cel na wyciągnięcie ręki


Jeszcze parę lat temu wyjazd na tak daleko położone wyspy określaliśmy mianem wyprawy. Teraz czekał nas jedynie 5-godzinny lot z Polski. Wyspy Kanaryjskie należą do Makaronezji (razem z Azorami, Maderą, Wyspami Zielonego Przylądka oraz Wyspami Selvagens), powstały ok. 20 mln lat temu. Zalicza się do nich siedem głównych wysp: Lanzarote, Fuerteventura, Gran Canaria, Teneryfa, Gomera, El Hierro i La Palma. My tym razem skupimy się na dwóch – Lanzarote i Graciosie. Z Polski dolecimy z Krakowa bezpośrednio na Lanzarote liniami Air Berlin za ok. 1000 PLN w jedną stronę. Można zarezerwować bilety lotnicze linii czarterowych, co wyniesie nas ok. 1200–1600 PLN w dwie strony. Najtaniej dostaniemy się na Kanary z Madrytu i Barcelony na Fuerteventurę i Gran Canarię (Ryanair – 15 EUR w jedną stronę). Do Madrytu i Barcelony dotrzemy z Polski liniami Wizzair, Ryanair oraz polskim LOT-em. Z Wrocławia i Poznania można za grosze polecieć Ryanairem do Barcelony Girony, tam wsiąść w autobus za 5 EUR, którym przedostaniemy się na lotnisko główne Barcelony (BCN). Ryanair proponuje również bardzo przystępne cenowo bezpośrednie bilety lotnicze z Bratysławy na Gran Canarię oraz na Fuerteventurę. Z Magdeburga (półtorej godziny drogi od Berlina) również Ryanair zabierze nas na Gran Canarię nawet za 50–60 PLN. Komunikacja pomiędzy wyspami jest świetnie zorganizowana. Kursują tam dość licznie zarówno promy, jak i samoloty.

Port na Graciosie


Graciosa – mała i urocza

Naszą przygodę z Kanarami zaczęliśmy od ich wschodniego krańca, czyli od dwóch wysepek położonych jedna przy drugiej – Lanzarote i Graciosa. Postanowiliśmy najpierw stanąć na mniejszej z nich, czyli na Graciosie, która należy do Parku Naturalnego (Archipélago Chinijo). Jej najwyższy punkt to Las Agujas liczący jedynie 266 m.n.p.m. Zatrzymaliśmy się w jedynym porcie na wyspie – w Caleta del Sebo. Od razu zauroczyła nas mała, cicha mieścinka z niewielkimi uliczkami, dwoma sklepami i paroma knajpkami. Promy docierają tu dwa razy na dobę, turystów jest niewielu. Miasteczko bardzo ładnie komponuje się z pobliską Lanzarote, a krystalicznie czysta woda w samym porcie skusiła nas do zanurzenia się. Było bosko. Planowaliśmy stać tam tylko dobę, gdyż w ciągu tego czasu spokojnie można obejść wysepkę, poza tym na kei jeszcze nie zamontowano prądu. Na południu wyspy znajdują się bardzo miłe, osłonięte kotwicowiska, z których najbardziej znane i lubiane to Bahia del Salado. Północna część wyspy wygląda mniej zachęcająco – jest goła, skalista i płaska.

Lanzarote – przesiadka na 4 koła

Rankiem ruszyliśmy wschodnią stroną Lanzarote do Mariny Rubicon leżącej nieopodal Playa Blanca na samym południu wyspy. Po całodniowej żegludze (ponad 40 Mm) wieczorem zacumowaliśmy w bardzo przyjemnym porcie. Na kei była elektryczność, woda, w pobliżu prysznice z toaletą, a – co najważniejsze – w cenie otwarty basen. Było na tyle wcześnie, że udało nam się jeszcze wynająć auto na następny dzień, tak aby z samego rana ruszyć na całodniową wycieczkę po Lanzarote. Cabrera Medina to sieć wypożyczalni działających na całych Wyspach Kanaryjskich, oferująca wynajem samochodów w bardzo przystępnych cenach (ok. 30 EUR za samochód na dobę plus oczywiście paliwo). Zwiedzanie zaczęliśmy od miejscowości El Golfo na południowym zachodzie, która zachwyciła nas jeziorem o seledynowej barwie, niesamowitymi skałami Los Hervideros oraz wielkimi polami solanek Salinas de Janubio. Zjedliśmy tu także dobry obiad z kanaryjską przystawką – małe ziemniaki z sosami moho (jest ich tyle, ile gospodyń, z których każda robi je na swój sposób) – te były pyszne.

Lanzarote – wyspa wulkanów Przy wejściu do Parku Timanfaya

Wśród wulkanów

Syci i pełni chęci do dalszego zwiedzania pojechaliśmy do Timanfaya – naturalnego parku wulkanicznego w Montañas del Fuego (Góry Ognia). Dotarliśmy tam naszym Renault, kupiliśmy bilety (10 EUR/os.). Odstawiliśmy auto na parking i od razu wsiedliśmy do autobusu, który krętą drogą pośród zastygłej lawy przewiózł nas po całym parku (wędrówki piesze są niedozwolone!). Z autobusu nie można wyjść, zdjęcia robiliśmy jedynie przez szybę. W czasie przejażdżki nadawane są przez głośniki informacje o regionie w kilku językach (niestety nie po polsku). Księżycowe widoki zrobiły na nas spore

Isla de Graciosa w pełnej okazałości
(Mirador del Rio)
wrażenie.Po godzinie wysiedliśmy przy restauracji, w której do przygotowania potraw nie używa się prądu. Dlaczego? Sama nazwa Góry Ognia mówi za siebie. Tuż pod ziemią nadal bulgocze wulkan i kilka metrów pod restauracją temperatura wynosi kilkaset stopni, co pozwala na zasilanie „naturalnego grilla” wewnątrz restauracji oraz na smażenie kiełbasek, kurczaków i innych pyszności. Pół autokaru od razu skusiło się na dość drogi posiłek. My udaliśmy się w dalszą drogę na dwie kolejne atrakcje wyspy – Mirador del Rio (widok na Graciosę) oraz Jardin de Cactus (Ogród Kaktusów). Jadąc na północny kraniec wyspy, minęliśmy po drodze Teguise. Miasto to zostało założone prawie 600 lat temu i było stolicą wyspy do momentu, kiedy skończyły się ataki piratów i jej funkcję przejęło o wiele większe teraz Arrecife leżące na południowym wybrzeżu.

W Ogrodzie Kaktusów

Po wypiciu espresso pojechaliśmy naszym „bolidem” obejrzeć kaktusy. Kolejne 5 EUR zapłaciliśmy na wejściu, co dało nam możliwość podziwiania wspaniałych roślin. Tysiące odmian kaktusów z całego świata (głównie Meksyk i Ameryka Południowa, ale również unikatowe okazy z takich krajów jak np. Madagaskar) kształtami i rozmiarami zrobiły na nas wielkie wrażenie. Począwszy od tych wystających na kilka centymetrów z ziemi, kończąc na osiągających wysokość kilku metrów! Spędziliśmy tam sporo czasu i nadal nie chciało nam się wychodzić. Powoli jednak zbiżał się zachód słońca, a my za cel obraliśmy najpiękniejszy podobno widok na wyspie – Mirador del Rio. To stamtąd widać przesmyk między Graciosą a Lanzarote (Estrecho del Rio) i uwierzcie nam, że warto go ujrzeć! Punkt ten położony jest niecałe 500 m.n.p.m., a więc prawie dwa razy wyżej niż cała Graciosa! Strome skały spadające prosto do cieśniny i rewelacyjny widok wynagrodzą opłatę 4,5 EUR za wejście. Nas jednak naglił czas – ruszyliśmy zaraz krętą górską drogą, co zajęło nam zdecydowanie więcej czasu, choć widoki były niesamowite. W marinie udało nam się jeszcze wskoczyć na bombę do basenu.

Kotwicowisko, Graciosa

Głód zwiedzania

Rankiem wystartowaliśmy z planem dopłynięcia do stolicy wyspy – Arrecife. Stanęliśmy tam na kotwicy. Miasto zawdzięcza swą nazwę wielu skałom zagradzającym wejście do portu (hiszp. arrecife – rafa). Pod koniec XVI w. piraci doszczędnie splądrowali miasteczko. Podniosło się ono jednak z ruin i od prawie pół wieku działa tam odsalarnia zapewniająca słodką wodę dla całej wyspy. To właśnie tam urodził się César Manrique, który m.in. zaprojektował El Diablo (symbol Parku Timanfaya – diabeł z ogonem), Ogród Kaktusów czy balkon przy Mirador del Rio. Krótka żegluga na trasie 17 mil odprężyła nas i rozleniwiła. Rano czekało na nas tylko opracowanie planu eksploracji kolejnej wyspy. Tym razem na celowniku znalazła się najstarsza w całym archipelagu – Fuerteventura.

WARTO WIEDZIEĆ

Graciosa – na wyspie jedynym portem jest Caleta del Sebo. Mieści się na południowo-wschodnim cyplu. Na kejach pływających jest woda, ale brak prądu. W miasteczku znajdziemy też toalety i prysznice, choć nie należą do najschludniejszych. Opłaty są niskie bądź ich brak. Miasteczko piękne, typowo hiszpańskie, warte zobaczenia. Dwa sklepy, poczta, kilka barów i restauracji.

Lanzarote – wyspa z 11 przystaniami, z których jedynie 3 nadają się do cumowania. To Playa Blanca i Marina Rubicon (na południu) oraz Puerto Calero (prywatna, świetna marina na południowym wschodzie). Reszta portów to albo wyłącznie kotwicowiska (tak jak np. stolica wyspy Arrecife), albo

Pierwszy cypel Kanarów, jaki widać, płynąc z Maroko
kotwicowiska z możliwością dostawienia się do kutra rybackiego bądź niewielkiego promu. Większość portów (8 z 11) usytuowana jest na południowej stronie wyspy. Opłaty niewysokie, szczególnie w porównaniu do wywindowanych cen np. w Chorwacji. Rubicon i Puerto Calero to mariny warte polecenia, bardzo dobrze wyposażone i utrzymane. W każdej działają firmy wypożyczające auta oraz duże supermarkety, bary i restauracje.

Wyspy Kanaryjskie są wyjątkowe pod względem wiatrów i prądów. Zazwyczaj wieje tu z NE, należy jednak pamiętać, że w stałych miejscach pomiędzy wyspami wiatr przyspiesza nawet o 20 węzłów w stosunku do stale wiejącego.

Od XIX w. Kanary stały się strefą wolnocłową, a w 1982 r. regionem autonomicznym z własnym prezydenten, sejmem i samorządami. Klimat wysp jest nazywany oceaniczno-subtropikalnym, charakteryzuje się umiarkowanymi temperaturami. Wyspy wschodnie (Lanzarote i Fuerteventura) to wyspy suche, a na zachodnich (szczególnie na La Palma) deszcze występują w miarę często. Temperatura wody nigdy nie spada poniżej 18–19°C.

Rejs prowadzony był na jachcie Geronimo (typ Y999) pływającym po świecie pod banderą Vanuatu. Jacht ma 3 kabiny dwuosobowe, wyposażony jest w tratwę ratunkową, GPS, Navtex, EPIRB, radio VHF z DSC, radio z CD, rolowane żagle, piekarnik, lodówkę, toaletę z kabiną prysznicową. Szczegóły na www.zeglarstwomorskie.com lub www.azm.net.pl.


W ostatnim numerze Jachtingu: MORZE 8. Najkrótszą drogą dookoła świata - Z ostatniej chwili 20. Finlandia - Estonia, czyli Tango 730 na dalekich wodach Cz. 2 - Akweny 32. Geronimo zwiedza Wyspy Kanaryjskie - Akweny 40. Kurs: Czukotka! - Wywiad 46. Z flotyllą na greckie wody! - Akweny 54. Zadanie nawigacyjne - Rusz głową! ŚRÓDLĄDZIE 56. Witajcie, Optimiściarze! - Moda na Optimista 60. Żagiel do Optimista - Moda na Optimista TECHNIKA 64. OpenCPN - Nawigacja elektroniczna 70. Z silnikiem na luzie - Silnik zaburtowy DE LUXE 74. Ręczna robota - Britamarine R23 - Test jachtu motorowego 79. Tam warto być - Subiektywny przegląd imprez 80. Katamarany z gwiazdami - Na salonach 82. Ciekawostki ze świata - Need to know 83. Świeża bryza - Nowości rynkowe MESA OFICERSKA 84. Pasja dla wytrwałych - Kajakarstwo morskie 90. Extreme 40 - szalone czterdziestki - Katamarany 96. Żeglarze skazani na wyniki - Wywiad 99. Kapitan Wyderka - Komiks 106. Mazury - enklawa poprzedniego systemu? - Krytycznym okiem 108. Pożegluj wokół świata! - World Cruising Club 114. Gdzie warto być, co warto zobaczyć - Kalendarium imprez 116. Recenzje - Nowości wydawnicze 118. Szpeje, dingsy i przydasie - Deko handlu Materiały nadesłane przez ,,Segeln" s. 46
TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 22 grudnia

W stoczni Multiplast w Vannes wodowano katamaran "Orange II".
środa, 22 grudnia 2004
Na Barbados dopływa Arkadiusz Pawełek na pontonie "Cena Strachu"; Polak jest drugim człowiekiem na świecie, który pontonem przepłynął Atlantyk (41 dni, 3000 Mm).
wtorek, 22 grudnia 1998
Opłynięcie Hornu przez "Pogorię" pod dowództwem Krzysztofa Baranowskiego.
czwartek, 22 grudnia 1988