Powyższy cytat pochodzi z „Kilera” Juliusza Machulskiego, a te pamiętne słowa wypowiedział Janusz Rewiński, czyli obywatel Siara: człowiek, który dobrze znał naturę ludzką i siłę pieniądza.
A teraz żarty na bok. Okazuje się bowiem, że najnowsze regulacje prawne, które z założenia miały poprawić stan środowiska naturalnego, w rzeczywistości mogą go znacznie pogorszyć. A wszystko... tak, przez siłę pieniądza i naturę ludzką.
IMO kontra siarka
Jak wiadomo, kontenerowce potrzebują paliwa. Mogłyby oczywiście posiadać żagle lub być napędzane energią słoneczną, ale wtedy na przesyłkę z AliExpress czekalibyśmy znacznie dłużej, a o regularnych transportach owoców i łatwo psującego się jedzenia można by właściwie zapomnieć.
Paliwo to jednak pojęcie szerokie – obecnie na świecie użytkowanych jest niemal 400 typów tego medium. Mają one różny skład, właściwości i cenę, a ponadto rozmaity (ale właściwie zawsze toksyczny) wpływ na środowisko.
Tym, co wskutek ich spalania uwalniamy do atmosfery, nie jest jedynie odmieniany przez wszystkie przypadki dwutlenek węgla, ale też bardzo szkodliwe związki siarki. Nic zatem dziwnego, że świadomi zagrożenia politycy postanowili wprowadzić przepisy dążące do zmniejszenia emisji szkodliwych substancji.
Nowy zielony porządek świata
Celem ograniczenia emisji szkodliwych związków siarki do atmosfery, Międzynarodowa Organizacja Morska (International Maritime Organization) obniżyła dopuszczalną zawartość siarki w paliwie z 3,5 proc. do 0,5 proc. Czyli aż siedmiokrotnie. Wow. Regulacje weszły w życie z początkiem stycznia bieżącego roku. Decyzja w tej sprawie zapadła jeszcze w 2016 roku, a politycy z radością jej przyklasnęli.
Działanie to idealnie wpisuje się bowiem w cele tzw. Europejskiego Zielonego Ładu, przedstawionego przez przewodniczącą KE Ursulę von der Leyen w grudniu 2019 r. Wtórowała jej pani komisarz UE ds. transportu, Adina Valean, stwierdzając, że nowe przepisy to ważny krok dla całego sektora gospodarki morskiej i że z pewnością przyczynią się one do zmniejszenia zawartości zanieczyszczeń w powietrzu.
Czy tak będzie w rzeczywistości? Hmmm. Owszem, powietrze będzie czystsze – ale teraz nasz wpływ na ogół środowiska będzie dużo, dużo gorszy, niż był w grudniu. Dlaczego? Już wszystko wyjaśniamy.
Teoria kontra praktyka
W jaki sposób można sprostać nowym przepisom? Armatorzy mają tu do wyboru dwa wyjścia:
Jak to działa?
Zasada działania płuczki jest banalnie prosta: dzięki zastosowaniu tzw. mokrej filtracji woda morska wychwytuje cząsteczki zawierające związki siarki. Sprawia to, że nadal można pływać na dawnych typach paliwa (HSFO), a jednocześnie spełniać normy IMO Sulphur 2020. Pozostaje jednak pytanie, gdzie podziała się siarka, wypłukana w procesie mokrej filtracji? No, jak myślicie? Owszem: jest w morzu.
Tragedia polega na tym, że — jeśli wierzyć danym International Council on Clean Transportation ICCT (Międzynarodowej Rady ds. Czystego Transportu), oczyszczenie jednej tony paliwa w scrubberze wymaga zużycia 45 ton wody morskiej. Tak: powstaje czterdzieści pięć ton zanieczyszczonej wody.
Chociaż tak naprawdę to wcale nie wody: gorącego odpadu popłuczkowego, zawierającego (poza siarką) spory dodatek metali ciężkich oraz WWA — wielopierścieniowych węglowodorów aromatycznych; tych samych, które na lądzie generują smog i szereg chorób cywilizacyjnych, z rakiem włącznie. Specjaliści z ICCT szacują, że od początku 2020 roku wpuściliśmy w ten sposób do oceanów ponad 180 mln ton odpadu popłuczkowego. A mamy dopiero luty.
Tagi: ekologia, paliwo, siarka