Mamy doskonałą wiadomość dla wszystkich fanów żeglarstwa: płynący pod polską banderą jacht właśnie zwyciężył w legendarnych już regatach The Ocean Race. Załoga WindWhisper zdeklasowała rywali i była najlepsza w klasie VO65.
Wyjątkowe regaty
O wyjątkowym jachcie z czerwonym kadłubem zrobiło się głośno już na początku tego roku: 15 stycznia WindWhisper wystartował w The Oceran Race Sprint Club w Alicante. Czy jego załoga przypuszczała wtedy, że sześć miesięcy później będzie świętować zasłużone zwycięstwo w całych regatach The Ocean Race? Zapewne mogła o tym marzyć – a dzisiejszy dzień dowodzi, że marzenia się spełniają.
Dzisiaj tuż po południu płynąca pod polską banderą jednostka minęła linię mety ostatniego etapu wyścigu, rozgrywanego na trasie Haga-Genua. Był to trzeci, a zarazem najdłuższy odcinek regat. Co ważne, WindWhisper był najlepszy nie tylko w swojej klasie – był najlepszy w ogóle.
Smak zwycięstwa
Ukończenie ostatniego etapu wyścigu na pierwszym miejscu stanowiło trzecią wygraną polskiego jachtu w tegorocznej edycji The Ocean Race. Wygląda na to, że żeglarze, w odróżnieniu od piłkarzy naszej kadry narodowej, potrafią do końca zachować skupienie na zadaniu.
Świadkowie twierdzą, że mimo iż widać już było finisz, załoga WindWhisper do samego końca wyścigu pozostała skoncentrowana na zadaniu, triumfując w wielkim stylu: z klasą, fantazją i bezapelacyjnie.
Co ważne, ostatni etap tegorocznego wyścigu The Ocean Race był rozgrywany przy względnie słabych wiatrach, a w takich warunkach kluczową rolę odgrywają nie tylko umiejętności żeglarskie, ale przede wszystkim wiedza oraz doświadczenie nawigatorów. W załodze WindWhispera tę funkcję pełnił Norweg Aksel Magdahl, który wykazał się nie tylko trafnymi decyzjami, ale też pewną intuicją. To dzięki nim polski jacht obrał nieco inną trasę, niż rywale, dzięki czemu uniknął flauty i wyszedł na prowadzenie.
Zwycięstwo WindWhisper smakuje tym lepiej, że jest to pierwsza od 50 lat wygrana polskiej jednostki w tym prestiżowym wyścigu. W pierwszej edycji regat, rozegranej w 1973 roku, Polskę reprezentowały dwa jachty: Otago pod dowództwem kpt. Zdzisława Pieńkawy oraz Copernicus, którym dowodził kpt. Zygfryd Perlicki.
Przepis na wygraną
Wspomniane wyżej jednostki zajęły jedenaste i czternaste miejsce, co biorąc pod uwagę okoliczności, było całkiem niezłym wynikiem. Potem przez pół wieku byliśmy nieobecni na The Ocean Race (które, nawiasem mówiąc, zmieniały w międzyczasie nazwę), a dzisiaj nagle wracamy i... mamy zwycięstwo. Warto więc zastanowić się, co za tym stoi? Szczęście? Być może — jako wodniacy wiemy przecież, że element niespodziewanego chaosu potrafi mocno namieszać w planach.
Tak naprawdę jednak międzynarodowa załoga WindWhispera wykonała po prostu kawał dobrej roboty. Wygrana nie przyszła im ot, tak sobie — jest ona efektem treningów, zbierania doświadczenia, ćwiczeń... krótko mówiąc, miała tu miejsce standardowa procedura, czyli krew, pot i łzy. Tym razem są to jednak łzy szczęścia. Zwycięzcom serdecznie gratulujemy! Jesteście wspaniali!
Tagi: The Ocean Race, WindWhisper, regaty, zwycięstwo