Cóż, całkiem sporo. Jeśli jednak taka odpowiedź nie do końca nas satysfakcjonuje i koniecznie musimy poznać jakieś liczby, sięgnijmy po wyniki badań naukowych. Rzecz jasna, opracowane przez niezawodnych amerykańskich naukowców (chociaż wieść niesie, iż rosyjscy naukowcy udowodnili, że ci amerykańscy… nie istnieją).
Konkrety, poprosimy!
Zagadnieniem obliczenia ilości wody w tak zwanym wszechoceanie (czyli we wszystkich morzach i oceanach naszej planety) zajęli się uczeni z Instytutu Oceanograficznego w Woods Hole w stanie Massachusetts oraz z Krajowej Agencji ds. Problemów Oceanu i Atmosfery USA (w skrócie NOAA).
Połączone siły obu instytucji pozwoliły wysnuć wniosek, iż łączna ilość wody w oceanach i morzach naszej planety wynosi ni mniej, ni więcej, tylko 1,332 miliarda kilometrów sześciennych. W jaki sposób udało im się to obliczyć?
Też nas to zastanowiło. I jak widać, nie tylko nas, bowiem na to pytanie odpowiedzieli naukowcy z obu wymienionych jednostek. Panowie Matthew Charette z Instytutu Oceanograficznego oraz Walter Smith z NOAA stwierdzili, że badanie ilości wody w oceanach przeprowadzono z użyciem nowoczesnych metod sondowania satelitarnego.
No i tu nasuwa się kolejne pytanie…
Czy można wierzyć satelitom?
Większość z nas wierzy, nawet się nad tym głębiej nie zastanawiając; w końcu to dzięki nim mamy telewizję, GPS i inne współczesne wynalazki. W tym jednak przypadku prawdziwość pomiarów satelitarnych było z czym skorelować, bowiem objętość wszechoceanu już kiedyś zmierzono. I to z użyciem dużo, dużo prostszych metod. Jakich konkretnie?
Rzecz działa się w roku 1888, więc o satelitach (poza Księżycem) mowy jeszcze być nie mogło. Dlatego też oparto się na znacznie prostszych przyrządach, a mianowicie na… wyrzucanym przez burtę statku sznurku z ołowianym ciężarkiem.
Czy to mogło zadziałać? Jak najbardziej. Co więcej, okazało się, że proste pomysły są naprawdę dobre: obliczona za pomocą obciążonego sznurka objętość oceanów okazała się tylko o 1,2 proc. większa, niż wynik otrzymany przez amerykańskich uczonych, uzbrojonych w najnowsze osiągnięcia XXI wieku.
I po co nam ta technika?
W świetle tych faktów można by zadać sobie pytanie: czy skoro proste (i zapewne tanie) metody pozwalają na otrzymanie identycznych wniosków, co bardzo droga, zaawansowana (i fundowana z kieszeni podatników) technologia, to może warto by wprowadzić pewne cięcia w wydatkach na ten cel?
Amerykańscy naukowcy pomyśleli i o tym. Może i są oni lekko oderwani od rzeczywistości, czasami jednak opuszczają laboratorium i wychodzą na świat – a tam żyje się za pieniądze. Skwapliwie obliczyli zatem, że chcąc wykonać odpowiednie pomiary i stosując metodę sznurka z ciężarkiem, jeden statek potrzebowałby 200 lat. Można by również użyć 20 statków, co skróciłoby czas trwania badań do 10 lat, ale wówczas i tak koszt takiej operacji wyniósłby około 2 miliardy USD. Jak widać, taniej się nie da. No nie da się, i już.
Tagi: ocean, woda