Z takim mniej więcej apelem zwrócili się do świata naukowcy. Tym razem wyjątkowo duńscy (ha, przyznajcie: spodziewaliście się amerykańskich, co?). Czy zatem ich apel rzeczywiście ma sens - i skąd w ogóle przyszło im to do głowy?
Dziwne pomysły jajogłowych
Jak wiemy, naukowcy to naprawdę mądrzy ludzie; co jednak nie oznacza, że nie zdarza im się wyjść z domu w dwóch różnych butach, albo odnieść totalną porażkę w starciu z tak skomplikowanym urządzeniem jak pralka.
Mimo to, większość z nich jest naprawdę bystra i nie należy zapominać, jak wiele im zawdzięczamy w każdej niemal dziedzinie naszego życia. Od czasu do czasu naukowcy lubią jednak wpadać na całkowicie oderwane od rzeczywistości pomysły.
Ostatnimi czasy mogliśmy na przykład podziwiać wypowiedź pewnego francuskiego uczonego, który stwierdził, iż należy pozwalać komarom, by nas kąsały, bo po pierwsze kąsają tylko komarzyce (czyli kobiety), a po drugie, cóż nam to szkodzi? No więc szkodzi – dla przypomnienia, komar to najbardziej śmiercionośne zwierzę na świecie. Połowa ludzi, jaka kiedykolwiek żyła na naszej planecie, umarła dzięki komarom. Oprócz irytującego swędzenia, skutkiem ich ugryzień mogą być bowiem bardzo nieprzyjemne choroby, jak choćby malaria czy denga.
Morze daje, morze zabiera
Wracając jednak do tematu morza: pamiętajmy, że jest ono żywe – nie tylko w tym sensie, że mieszka w nim dużo różnych stworzeń; morze zachowuje się, jak żywa istota, a więc aktywnie zmienia swoje otoczenie.
W niektórych miejscach wybrzeża podrzuca nam to i owo, a w innych – zabiera. Pierwszy z procesów nazywa się akumulacją (i zwykle nie mamy nic przeciwko niemu), zaś drugi – erozją. I tu bywa groźnie, czego najlepszym przykładem są ruiny kościoła w Trzęsaczu.
Zwykle ludzkość czyni więc wysiłki, by powstrzymać erozję brzegu. Buduje się wały, falochrony, specjalne opaski, podwodne umocnienia… z różnym skutkiem; zwykle marnym. Z tego powodu Duńczycy wpadli na zupełnie inny pomysł, który można by podsumować jednym zdaniem: pozwólmy naturze działać.
Róbta co chceta!
Erozja brzegu jest zjawiskiem starym jak świat; a w każdym razie – starym, jak morze. Ostatnimi czasy przybrała jednak na sile wskutek systematycznego podnoszenia się poziomu wody w oceanach. Co więcej, prognozy na najbliższe lata są w tym względzie wyjątkowo mało optymistyczne: szacuje się, że poziom wód będzie się podnosił o około 2-16 mm rocznie.
Zdaniem duńskich specjalistów, próby powstrzymania destrukcyjnej działalności morza są kosztowne i w dodatku skazane na porażkę. Dlatego też biolodzy z Uniwersytetu Południowej Danii, Thomas Valdemarsen, Cintia Organo Quintana, Sandra W. Thorsen oraz Erik Kristensen apelują, by zostawić sprawy naturze. Co więcej, twierdzą oni, że na dłuższą metę ekosystem (a nawet turystyka) mogą na tym sporo zyskać. Na czym opierają swoje sugestie?
Eksperyment
Naukowcy przez kilka lat analizowali sytuację w lagunie Gyldensteen, zlokalizowanej na północy duńskiej wyspy Fyn. W ramach eksperymentu, fundacja Aage V. Jensens zakupiła część wybrzeża Fyn, a następnie celowo przerwała wały ochronne, co doprowadziło do zalania ponad 200 hektarów lądu, dotychczas użytkowanego jako tereny rolnicze.
Na miejscu zalanych pól natura utworzyła wkrótce płytką lagunę, w której wytworzył się nowy, prężnie rozwijający się ekosystem. Okolica została w krótkim czasie zasiedlona przez nowe gatunki organizmów morskich i żywiących się nimi ptaków, a nowopowstała laguna stała się lokalną atrakcją turystyczną.
Wszystko pięknie - czy jednak tak będzie w każdym przypadku? Czy Gdańsk lub Elbląg również staną się w przyszłości uroczymi lagunami? A może przy okazji będą ciekawostką dla nurków? Czy mieszkańcy tych miast będą przyglądać się zasiedlaniu zalanych terenów przez nowe gatunki morskich stworzeń z równym entuzjazmem, co duńscy uczeni? Mamy co do tego pewne wątpliwości.
Tagi: wyspa, laguna, morze