Jak wiadomo, wody oceaniczne są w nieustannym ruchu. Zawdzięczamy to prądom oceanicznym takim jak Golfsztrom, zaś odkrycia tego mechanizmu dokonaliśmy dzięki małej wpadce z dużą ilością gumowych kaczuszek. Ale to zupełnie inna historia. Wracając jednak do tytułowego pytania: co by się stało, gdyby ruch wód oceanicznych ustał?
Ale to już było...
Zacznijmy od tego, że – wbrew pozorom – dyskusja na ten temat wcale nie jest czysto akademicka. Globalna cyrkulacja wód wydaje nam się „oczywistą oczywistością”, tak samo jak klimat, który pamiętamy my i nasi rodzice czy dziadkowie. Tymczasem zarówno cyrkulacja wód, jak i klimat nie są nam dane raz na zawsze. Pozostają za to ze sobą w ścisłym związku.
W epoce lodowcowej prędkość Golfstromu wynosiła około 60 proc. tego, co widzimy obecnie (a nawiasem mówiąc, widzimy, że prędkość ta maleje). Podczas tak zwanej małej epoki lodowcowej, która przypadała na XVI i XVII wiek (to właśnie dzięki niej mityczny pan Zagłoba nosił futrzaną czapę), ruch wód oceanicznych również był znacznie słabszy niż obecnie. Nie ulega zatem wątpliwości, że pomiędzy klimatem a „wielkim pasem transmisyjnym”, jak zwykło się nazywać ogół prądów oceanicznych, istnieje pewna korelacja. Pozostaje jednak pytanie, które z tych zjawisk jest pierwotne, a które wtórne?
Co było pierwsze: jajko czy kura?
Oczywiście, że jajko. Dinozaura. Wracając jednak na ziemię: prądy oceaniczne wpływają na klimat, a nie odwrotnie. To właśnie dzięki nim w miejscach położonych na tej samej szerokości geograficznej warunki klimatyczne mogą być skrajnie różne.
Doskonałym przykładem są tu Alaska i Norwegia – teoretycznie powinny mieć zbliżony klimat, a jednak Norwegia jest znacznie cieplejsza: w styczniu w norweskim Bodo średnia temperatura wynosi -1 stopień Celsjusza, a w tym samym czasie termometry na Alasce wskazują – 15°C.
Wszystko to jest w dużej mierze zasługa prądów oceanicznych, która ochładzają Alaskę i ogrzewają Europę. A tak przy okazji – skoro nasz główny „grzejnik”, czyli Golfstrom słabnie, to czy należy w najbliższym czasie oczekiwać ochłodzenia klimatu Europy? Aby wyjaśnić wszelkie wątpliwości w tej kwestii, przyjrzyjmy się najpierw, jak działa nasz ciepły prąd.
Golfstrom w praktyce
Golfstrom transportuje wodę nagrzaną w rejonie Zatoki Meksykańskiej i Brazylii, przenosząc ją w kierunku Oceanu Arktycznego. Po drodze mija Europę północną, którą uprzejmie ogrzewa. I to mocno; jeśli wierzyć naukowcom, zimą Golfstrom nagrzewa tereny Europy północnej znacznie silniej, niż Słońce. Badanie temperatury powietrza nad oceanem w okolicy Norwegii wykazało, że jest ono cieplejsze średnio o 22°C, niż powietrze w innych miejscach położonych na tych samych szerokościach geograficznych. OK, ale skąd właściwie bierze się Golfstrom?
Krótko mówiąc: z fizyki. A jej prawa są bezwzględne (a w dodatku egalitarne) i dlatego uparcie dążą do wyrównania temperatur, ciśnień i tak dalej. Nagrzana woda ma mniejszą gęstość, niż chłodna – a skoro ma mniejszą gęstość, to znajduje się bliżej powierzchni. Zmierzając w kierunku bieguna, stopniowo oddaje ciepło i staje się zimniejsza, a zatem gęstsza. Skutkiem tego, opada na dno i płynie z powrotem w kierunku równika, bowiem na jej miejsce napływa już nowa masa nagrzanej wody. I tak to się kręci. Na razie.
Dlaczego grzejnik słabnie?
Opisany wyżej mechanizm działa doskonale, jednak łatwo może zostać zachwiany. Naturalne zmiany klimatu zdarzały się już wielokrotnie w historii naszej planety – i zdarzać się będą. Nawet, jeśli zapłacimy bardzo dużo pieniędzy, by tak nie było. Sorry. A ocieplający się klimat sprawia, że lodowce topnieją. I tak się składa, że woda z lodowców jest słodka, czyli mniej gęsta i lżejsza od słonej. Jeśli więc trafi do oceanu, to niejako „zajmie” miejsce, które zajęłaby słona, nagrzana woda Golfstromu.
W takiej sytuacji cyrkulacja wód oceanicznych zostanie spowolniona, a może nawet na pewien czas się zatrzyma. Oznacza to, że w Europie (i generalnie na półkuli północnej) może zapanować znaczne oziębienie klimatu, podczas gdy w rejonach równika nastąpi znaczne ocieplenie.
Podobne zjawisko, tak zwane stadium klimatyczne Młodszy Dryas, miało miejsce ok. 10 tys. lat temu (czyżby jaskiniowcy nie zapłacili?). Potem oczywiście ustaliła się nowa równowaga – nie mogło być w nieskończoność tak, że część planety była bardzo ciepła, inna część bardzo zimna i nie oddziaływały na siebie wzajemnie. Dlatego po pewnym czasie prądy oceaniczne znów zaczęły krążyć, aż doszły do takiego stanu, jaki znamy dzisiaj. Sęk w tym, że Młodszy Dryas trwał jakieś... 1300 lat. Może więc w związku z planowanym zatrzymaniem oceanów i globalnym ociepleniem zainwestujmy w ciepłe skarpety i porządną kurtkę?
Tagi: ocean, Golfstrom