Wiele hollywoodzkich produkcji rozpoczyna się w taki właśnie sposób: gdzieś w laboratorium szalony naukowiec o błędnym wzroku doprowadza do powstania stwora, przed którym wszyscy uciekają do końca filmu. Wszystko kończy się dobrze, ale to tylko dlatego, że wśród bohaterów zawsze znajdzie się jakaś atrakcyjna „naukowczyni” albo dzielny amant, który w decydującym starciu pokona zło. Czy jednak w prawdziwym życiu będziemy mieć tyle samo szczęścia?
Po co rybie gen aligatora?
Bynajmniej nie po to, żeby wykształciła wielką paszczę i epickie zęby – zresztą takie ryby już mamy, i to bez inżynierii genetycznej. Uczeni z Uniwersytetu Auburn postanowili natomiast lekko „upgradować” suma hodowlanego, wprowadzając mu geny aligatora. Taki zabieg ma poprawić odporność ryby na wiele patogenów, bakterii i wirusów.
Dlaczego wybrano akurat suma? Czy ten gatunek jest jakoś szczególnie chorowity albo zagrożony? Ani jedno, ani drugie – prawda jest taka, że sum jest zwyczajnie… smaczny. Sprawia to, że w wielu miejscach świata jest on hodowany w celach konsumpcyjnych, jednak duże zagęszczenie osobników sprawia, iż przeżywalność tych ryb do momentu, w którym nadają się do konsumpcji, wynosi zaledwie 55%.
Odporny jak aligator?
Jak głosi przysłowie „złego diabli nie biorą”, jednak trzeba podkreślić, że aligatory wcale nie są złe. Po prostu patrzą na nas tak, jak my sumy hodowlane: z apetytem.
Co ciekawe, natura wyposażyła je nie tylko w imponujące zębiska, ale też w gen kodujący białko nazywane katelicydyną. To białko chroni przed wieloma patogenami, a nawet pełni rolę „naturalnego antybiotyku”. Uczeni postanowili więc sprawdzić, co się stanie, jeśli gen odpowiedzialny za powstawanie katelicydyny wklei się rybom.
Jak się wkleja geny?
Przede wszystkim ostrożnie. Nadal wielu rzeczy nie wiemy, a łatwo można sobie wyobrazić, czym grożą pomyłki czy nadużycia w tej dziedzinie wiedzy. Do poprawienia sumiego zdrowia naukowcy postanowili wykorzystać metodę CRISPR/Cas9. Umożliwia ona dosłownie „wklejenie” dodatkowej informacji do genomu, co sprawia, że tak zmodyfikowany organizm zaczyna działać niego inaczej. Jak dalece inaczej? Cóż, to zwykle okazuje się w praktyce.
Uczeni też chyba jednak oglądali amerykańskie produkcje, ponieważ postanowili się w pewien sposób zabezpieczyć przed skutkami ewentualnej ucieczki zmodyfikowanego osobnika. Gen odpowiedzialny za produkcję katelicydyny wstawili w miejsce wcześniej wyciętego fragmentu warunkującego płodność. Otrzymali więc zmodyfikowane, ale bezpłodne sumy. Tak na wszelki wypadek.
Czy to działa?
Jak najbardziej. Okazało się, że efekty wręcz przerosły oczekiwania i zmodyfikowane ryby mają o 400% większą przeżywalność, niż oryginały. Na razie „upgradowane” sumy nie trafiły jeszcze na stoły, bowiem potrzebne są dalsze testy – nie wiadomo, czy na dłuższą metę manipulowanie genomem nie przyniesie jakichś niepożądanych skutków, ani czy ludzie będą chcieli jeść takie ryby. Pomyślmy jednak, czy nie byłoby pięknie (chociaż niebezpiecznie), gdyby udało się tak samo poprawić odporność u innych gatunków? Na przykład u… ssaków?
Tagi: ryba, aligator, inżynieria genetyczna, geny, nauka, CRISPR, ciekawostki