Właściwie tego Tomasz się spodziewał, ba, w pewien sposób sam to prowokował. To była część jego sekretnego planu. Hadżi Halef Omar ben hadżi Abdul Abbas ibn hadżi Dawud al Goshar, słynny berberyjski pirat wreszcie znudził się jego towarzystwem.
Do tej pory Tomasz cieszył się jego sympatią, ale po pewnym czasie zaczęło mu to ciążyć. Chciał się wyzwolić z tej, mogło by się wydawać, dosyć przyjemnej niewoli. Ucieczka z żeglującej po morzu szebeki była praktycznie niemożliwa. Taką próbę można było podjąć jedynie w czasie, gdy znajdowali się na stałym lądzie. Już od pewnego czasu, podczas krótkich postojów statku w porcie, gromadził w sekretnym miejscu zapasy i sprzęt. Ze spokojem przyjął słowa Halefa Omara – No cóż Tomku, trzeba nam się rozstać. Muszę jednak dbać o swoją kiesę. Właśnie dobiłem targu. Będziesz miał nowego pana.
Nowy właściciel okazał się ludzkim panem. Był to starszy jegomość, trochę schorowany. Tomasz nie był zbytnio obciążony pracą, bowiem opiekę nad staruszkiem spełniały dwie młode i urodziwe hurysy. Jemu przypadło zaopatrywanie domu w żywność. Codziennie wyprawiał się na zakupy. Wszystko to powodowało, że plan ucieczki stawał się coraz bardziej realny. Jednocześnie dzięki sporemu talentowi do targowania jego majątek stale się powiększał. To co zaoszczędził zachowywał dla siebie. Miał nadzieję, że do ojczyzny wróci jako człowiek zamożny. Wreszcie nadszedł ten dzień. Pod pozorem wyprawy na targ opuścił dom, ale swoje kroki skierował w sobie tylko znane tajne miejsce, gdzie czekała ukryta w nadmorskiej jaskini spora łódź zaopatrzona w żagiel, zapasy żywności i wody. Skierował się na północ, chciał bowiem jak najszybciej opuścić afrykańskie wybrzeże. Obawiał się, że dostrzec łódź mógłby kolejny berberyjski pirat, a wtedy jego los zostałby przesądzony. Miał jednak szczęście, jakimś cudem ominął czyhające na niego niebezpieczeństwa. Jednak nie od razu powrócił do swojego ojczystego kraju. Włóczył się długo po świecie. W końcu jednak dotarł do miejsca, o którym myślał i do którego tęsknił. Przywiózł ze sobą sławę podróżnika, wytrawnego i doświadczonego żeglarza oraz spora fortunkę, a także namiętność do orientalnych potraw i przypraw. W jego polskim domu zagościły nieznane dotychczas przysmaki, między innymi marynowane cytryny, znakomity dodatek do mięs i drobiu, nadający im niezwykły aromat.
Marynowane cytryny Kilka cytryn myjemy, osuszamy i przekrawamy na krzyż, ale nie do końca, tylko tak aby, ćwiartki trzymały się razem. Nacieramy ich środek solą morską i układamy ściśle w słoiku, dodajemy jeszcze trochę soli oraz przyprawy, czarny i kolorowy pieprz, kilka goździków, jeden lub dwa liście laurowe, kawałek cynamonu. Można także wetrzeć trochę skórki cytrynowej. Całość zalewamy sokiem wyciśniętym z pozostałych cytryn. Można też dolać odrobinę przegotowanej wody. Sok zmieszany z wodą powinien całkowicie przykryć cytryny. Zamykamy słoik szczelnie. Co jakiś czas go obracamy, tak aby sól się szybciej rozpuściła, a smaki i aromaty się przemieszały. Po mniej więcej dwóch-trzech tygodniach cytryny są gotowe do spożycia. |