Są takie książki, które niegdyś czytaliśmy w dzieciństwie z wielkim zainteresowaniem, a gdy powodowani wspomnieniami sięgnęliśmy po nie ponownie, spotkało nas wielkie rozczarowanie. To co wywoływało niepohamowany śmiech, teraz budzi zażenowanie. Akcja śledzona z wypiekami, okazuje się nieciekawa. Jednym słowem spotyka nas zawód.
Odkładamy tom na półkę i zastanawiamy się jak przez lata zmieniły się nasze preferencje, myślimy o bezlitosnym upływie czasu, który pozbawił nas młodzieńczego entuzjazmu. Ale czasem bywa inaczej - książka, mimo że od pierwszego czytania minęło sporo czasu, okazuje się dla nas obarczonych latami podobnie interesująca jak wtedy, gdy czytaliśmy ją po raz pierwszy.
Tak właśnie jest z „Rejsem w przetaku”. Jest to opowieść, którą z podobnym zaangażowaniem czytał młodziak, a teraz przeczytał ją człek dojrzały, czerpiąc z lektury te same przyjemności, jakich doznawał przed wieloma laty. Dobrze napisana, ze sporą dozą humoru i autoironii relacja z wyprawy dwóch młodych angielskich studentów, którzy morzem postanawiają wrócić ze Szwecji w rodzinne strony. Aby spełnić ten zamiar kupują żaglówkę, dodać należy – wiekową, ma bowiem co najmniej 25 lat. Nie jest też wielka, raptem 21 stóp. A teraz uwaga – cena tej jednostki to 38 funtów. (Były takie czasy!)
O dalszych losach tego przedsięwzięcia, o żegludze na „Claire” - bo tak nazywał się ten jachcik, nie będę opowiadał, bowiem zdradzając treść mógłbym osłabić przyjemność czytania o przygodach, jakie przeżyli bohaterowie. Mogę jednak zapewnić, że jest to książeczka zarówno dla młodego, nastoletniego czytelnika, jak i dojrzałego, który ma za sobą sporo przeczytanych kartek. Tych niespełna dwieście na pewno sprawi mu frajdę. Niestety, jak to już w kilku wypadkach w tej rubryce bywało, aby znaleźć tę książeczkę trzeba zanurzyć się w otchłań antykwariatów.
Glyn Roberts „Rejs w przetaku”
Nasza Księgarnia, Warszawa 1967
stron: 189