Jak się okazuje, łódka jest nie tylko bezzałogowa, ale też... bezpańska. Po tym jak namierzyli ją Brytyjczycy, nikt się do niej oficjalnie nie przyznał. A szkoda, bo jednostka jest naprawdę fajna i w dodatku ekologiczna.
Sęk w tym, że nie do końca wiadomo, kto i po co zadał sobie trud jej zbudowania, a następnie wysłania na morza i oceany. Chociaż, zdaniem Brytyjczyków, pewne poszlaki jednak są.
O co tu chodzi?
Mieszkańcy szkockiej wyspy Tiree odnaleźli na przybrzeżnych skałach dość nietypowy obiekt; wyglądało to w zasadzie, jak łódź, z tym że konstruktor najwyraźniej nie przewidział w niej miejsca dla załogi, a w zamian tego cały pokład zdecydował się przykryć panelami słonecznymi.
Przewrażliwieni na swoim punkcie Brytyjczycy doszli zatem do wniosku, że mają do czynienia z bezzałogowym dronem szpiegowskim. Trzeba przyznać, że ich przypuszczenia nie są tak zupełnie pozbawione sensu – miejsce, w którym znaleziono łódkę, zlokalizowane jest 100 Mm na północny zachód od bazy HMNB„Clyde” w Faslane.
Obecnie stacjonują tam uderzeniowe atomowe okręty podwodne typu Astute i Trafalgar oraz okręty podwodne wyposażone w rakiety balistyczne typu Vanguard. Byłoby szkoda, gdyby ktoś mógł tak po prostu podpłynąć i bezkarnie poprzyglądać im się z bardzo bliska.
Eko-dron?
Zdaniem specjalistów dron mógł sobie pływać po brytyjskich wodach przez przynajmniej kilka miesięcy. Jego konstruktorzy wykazali się zresztą dużą dozą rozsądku; wzięli bowiem pod uwagę, że w tak słonecznym kraju, jak Wielka Brytania, o dobrą pogodę może być trudno i wyposażyli swoją jednostkę w dodatkowy system zasilania oparty o falowanie morza. Ze względu na ten właśnie napęd jednostka została sklasyfikowana jako tzw. Wave Glider, czyli falowy szybowiec.
Czy stworzenie takiej łódeczki jest proste albo tanie? Oczywiście, że nie. Zdaniem specjalistów, wartość odnalezionego drona to jakieś 300 000 funtów brytyjskich. Dlaczego zatem właściciel tego cudeńka nie wystąpił dotąd z żądaniem jego zwrotu? No i tego właśnie nie wiadomo.
Czyja to zabawka?
Wedle oficjalnych danych, w posiadaniu tego rodzaju jednostek są tylko dwa kraje na świecie: jednym z nich jest Wielka Brytania (którą możemy wykluczyć, bo nie robiłaby szumu o własnego drona; zresztą Royal Nawy oficjalnie zaprzeczyło, że to ich zabawka), a drugim — USA (które też nie mają powodu, by szpiegować Brytyjczyków).
Dron nie ma żadnych oznaczeń. Nie posiada też zwyczajowo umieszczanych na tego rodzaju sprzęcie informacji, czyli numeru kontaktowego do właściciela, ani adresu, pod który powinien zgłosić się uczciwy (albo ciekawski) znalazca.
Znacznie ważniejsze jest jednak, że jednostka nie ma również świateł nawigacyjnych, co pozwala wysnuć przypuszczenie, iż do priorytetowych zadań jej konstruktorów należała dyskrecja – nawet za cenę bezpieczeństwa. Wyobraźcie sobie bowiem łódkę, która jest pomalowana na ciemny kolor, płaska i w dodatku nieoświetlona – jakie są szanse na zauważenie czegoś takiego na pełnym morzu?
Czyli Rosjanie?
Brytyjczycy podejrzewają, że właścicielami tajemniczego drona są Rosjanie. Jest to tym bardziej prawdopodobne, że już od czterech lat mówi się, iż – czerpiąc z najlepszych tradycji ZSRR – bezczelnie skopiowali oni szybowiec falowy stworzony przez amerykańską firmę Liquid Robotics. Wzorem swoich radzieckich przodków, zmienili jedynie nazwę; ich dron ma się nazywać Fugu (od pewnej ryby, która zasadniczo jest smaczna, ale jeśli zostanie źle przyrządzona, może być śmiertelnie trująca).
Czy rzeczywiście znaleziona w Szkocji jednostka należała do Rosjan? Trudno powiedzieć. Faktem jest, że jednym z elementów jej wyposażenia była radiostacja satelitarna, pozwalająca na utrzymanie stałego kontaktu z operatorem lub odbiornikiem na lądzie. Oznacza to, że właściciel drona z całą pewnością wie, iż utracił z nim kontakt i zapewne wiedział o tym jeszcze zanim łódka została odnaleziona na mglistej, szkockiej wysepce. Dlaczego zatem nie chce go odzyskać? Może zabawka mu się znudziła? A może po prostu wykonała już swoje zadanie?
Sceptycy „śladu rosyjskiego” twierdzą jednak, że dron na sto procent nie jest rosyjski – w takim razie posiadałby bowiem jeszcze inne, tradycyjne radzieckie rozwiązanie: stary, dobry napęd atomowy, a nie jakieś tam eko-bzdury. I czego by nie mówić, trudno się nie zgodzić z tym argumentem.
Tagi: Szkocja, Royal Navy, Rosja, dron, szpieg, tajemnica, wave glider