I od razu wiadomo, że miejsce, o jakim mowa, musi znajdować się na jakimś przyjemnym akwenie. Na przykład na Morzu Barentsa.
A tak na poważnie, chodzi o Grecję, a konkretnie - o wyspę Tilos, na której poza sezonem mieszka 400 osób, a w jego trakcie jakieś... 3 tysiące. Jest różnica, co? W zużyciu prądu również. Dlatego też Grecy postanowili sięgnąć po niestandardowe, a w dodatku ekologiczne rozwiązania. Pozostają tylko dwa pytania: po pierwsze - czy system, oparty wyłącznie o odnawialne źródła czystej energii na pewno da radę, a po drugie – ile to będzie kosztować?
Skąd ta energia?
Jak już wiemy, głównie ze słońca, a przy okazji jeszcze z wiatru. A tak się szczęśliwie składa, że obydwóch tych atrybutów w Grecji akurat nie brakuje. Ba, jeśli chodzi o słońce, to zdarza się, że występuje ono wręcz w nadmiarze.
I bardzo dobrze – dzięki temu możliwe jest bowiem zainstalowanie specjalnych baterii, które mają magazynować nadwyżki energii. Jak podkreśla lider projektu, pan Spyros Aliferis, kluczowa dla powodzenia całego systemu będzie właśnie możliwość przechowywania zmagazynowanej energii celem wykorzystania jej w odpowiednim czasie.
W skład elektrowni hybrydowej na Tilos ma wchodzić, poza wspomnianymi bateriami, generator wiatrowy oraz farma słoneczna. Całością zawiadywać będzie Instytut Edukacji Technologicznej w Pireusie oraz greckie przedsiębiorstwo energetyczne EUNICE, zarządzające siecią elektroenergetyczną HEDNO.
W kupie siła
Wszystko pięknie, przynajmniej w teorii. Sęk w tym, że rozwiązania ekologiczne zwykle nie są rozwiązaniami ekonomicznymi. Innymi słowy, są po prostu drogie. Cała inwestycja na Tilos ma pochłonąć około 14 miliardów euro. Czy Grecję stać na takie ekstrawagancje?
Prawdopodobnie nie – ale nie jest to żadną przeszkodą, bowiem lwia część potrzebnej kwoty pochodzić będzie ze środków unijnych, przyznawanych w ramach programu badań i innowacji „Horyzont 2020”. Z planowanych 14 miliardów euro, Unia wyłoży na Tilos aż 11 miliardów.
Poza wymienionymi udziałowcami (Instytut w Pireusie oraz EUNICE), w projekcie udział wezmą również World Wildlife Fund (WWF) Greece oraz 13 partnerów z siedmiu krajów Unii Europejskiej.
I po co to wszystko?
Rzecz jasna, przy tak wielu partnerach, udziałowcach i zapewne nie do końca spójnych celach, zapewne nie obejdzie się bez zgrzytów. Mimo to, na realizacji projektu Grecy mogą jedynie zyskać. Co takiego?
Przede wszystkim - większą stabilność energetyczną. A kiedy liczba mieszkańców wyspy rośnie z 400 do 3000 dusz, ze stabilnością bywa różnie. Poza tym, wyspa zyska niezależność – jeśli system okaże się tak sprawny, jak wynika to z teoretycznych założeń, możliwe będzie całkowite odcięcie się od zewnętrznych dostaw energii. Też byśmy tak chcieli.
Ważnym aspektem jest również ochrona środowiska naturalnego – w końcu to właśnie ono sprawia, że każdego roku Grecję szturmują miliony turystów. Jeśli zaś środowisko ulegnie degradacji, sama grecka kuchnia może nie wystarczyć, by chciało nam się odwiedzić ten kawałek świata. Co bardzo istotne, dzięki zastosowaniu baterii magazynujących nadmiar energii słonecznej, możliwe będzie także częściowe przestawienie transportu na pojazdy elektryczne. A w takim przypadku poczciwy osiołek nie będzie już jedyną przyjazną środowisku opcją. Chociaż, prawdę powiedziawszy, nawet najbardziej wypasiony elektryczny samochód nie może się z kłapouchym równać.
Tagi: Tilos, energia, słońce