TYP: a1

W co wierzy i czego się boi człowiek morza?

piątek, 6 maja 2016
Hanka Ciężadło
„Nad drzwiami swojego wiejskiego domu Niels Bohr powiesił podkowę, która jakoby przynosi szczęście. Jeden z gości zapytał zdziwiony:
- Czyżby pan, taki wielki uczony, wierzył, że podkowa przynosi szczęście?
- Nie - odpowiedział Bohr - ale powiedziano mi, że podkowa przynosi szczęście także tym, którzy w to nie wierzą.” *


Każda nacja czy grupa zawodowa posiada swoje przesądy, które, choć z definicji idiotyczne, znajdują jednak swoich żarliwych wyznawców. Wiara w moc podkowy czy innej króliczej łapki nie ominęła też braci żeglarskiej, co dobitnie dowodzi faktu, że każdy (nawet żeglarz) woli zwalić swoje niepowodzenie na tajemnicze mroczne siły, niż przyznać się do błędu… albo lenistwa.

Przyjrzyjmy się więc najbardziej komicznym żeglarskim przesądom, od razu zaznaczając, że poniższa lista z pewnością nie wyczerpuje tematu – wszak wyobraźnia ludzka jest nieograniczona – podobnie, jak głupota, co kiedyś stwierdził pewien rozczochrany geniusz imieniem Albert.

1. Zwierzaki gospodarskie. Co powinien mieć wytatuowane prawdziwy wilk morski? Myślicie, że kotwicę? Błąd; powinien wytatuować sobie, i to KONIECZNIE na stopie, koguta lub świnię. Te dwa zwierzaki miały bowiem w bliżej nieokreślony sposób sprawić, że zamiast utonąć, trafi on szczęśliwie do domu. Trudno powiedzieć skąd dokładnie wziął się ów uroczy przesąd - być może żeglarzy miał prowadzić zapach gotowanego przez żonę rosołu lub golonki?
 


2. Obcinanie i golenie włosów. Prawdziwi ludzie morza zwykle bywają zarośnięci. Ok, na bujającej się łajbie trudno operować maszynką do golenia, nie wspominając już o stosowanej w dawnych czasach brzytwie. Utrzymanie w miarę ludzkiego wyglądu podczas rejsu było trudne, a poza tym bezsensowne – komu miał się podobać żeglarz, zwłaszcza samotny – syrenom? Stąd (bo przecież nie z lenistwa i wrodzonej awersji do higieny) zapewne powstał przesąd, zakazujący obcinania włosów oraz brody (a także paznokci).
Przesąd nie wspomina jednak nic o depilacji, więc mimo wszystko, drogie panie, depilator, albo inne narzędzie tortur, na przykład wosk, należy jednak zabrać w rejs.
 

Fot. US Naval Institute


3. Baba. Jak powszechnie wiadomo, nic, nawet ogolenie czupryny i nieposiadanie tatuażu z kogutem, nie przynosi aż takiego pecha, jak baba na pokładzie.
Kobieta, nawet jedna sztuka, powodowała, że marynarze zaczynali konkurować o jej względy (w końcu konkurencję miała zerową, wiec jakkolwiek by się prezentowała, po kilku dniach wydawała się niezmiernie atrakcyjna), a z tego nie mogło wyniknąć nic dobrego – ani dla baby, ani dla łodzi (która, nomen omen, też jest babą).
 


4. Karzeł. Jeszcze gorszą kreaturą, niż baba, był karzeł – tak zwany Klabautermann. Ponoć miał on w zwyczaju pojawiać się w tajemniczy sposób na pokładzie i wdrapywać się na maszt, kiedy statek znalazł się w niebezpieczeństwie. Jego zmaterializowanie się wróżyło więc kłopoty, zaś gorsze od tego było jedynie jego zniknięcie – wówczas bowiem statek nie tylko był w niebezpieczeństwie, ale wiadomo było, że nie ma już dla niego ratunku.

5. Gwizdanie. Jedyny przesąd, który ma jakieś logiczne uzasadnienie. Na pokładzie nie wolno gwizdać z dwóch prostych powodów:
- Większość żeglarzy niesamowicie wprost fałszuje, a załoga na ograniczonej przestrzeni nie ma gdzie uciec, więc pozostają jej dwie opcje: wyrzucenie dziada w morze, albo przeniesienie go do sekcji gimnastycznej. W każdym razie, sprawienie, że przestanie gwizdać.
- Na pokładzie mogła gwizdać (i to za pomocą gwizdka, nie własnej dziury po zębie) tylko jedna osoba – bosman. Wydawał on w ten sposób polecenia, które były znacznie lepiej słyszalne, niż tradycyjne wykrzykiwanie do załogi – chyba, że oprócz bosmana gwizdał jakiś inny pajac, bezczelnie robiąc mu konkurencję. Jak można się domyślić, powodowało to szczere niezadowolenie bosmana, który swoją dezaprobatę wyrażał, mszcząc się nie tylko na winowajcy, ale i na reszcie załogi.

6. Mieszanie herbaty niewłaściwym sztućcem. Zwyczajowo herbatę powinno się mieszać łyżeczką, jednak niekiedy żeglarze używają do tego celu noża lub widelca, czym niechybnie narażają się na straszliwego pecha.
Trudno powiedzieć, dlaczego miałoby to działać, ale jedno jest pewne – jeśli ktoś miesza herbatę widelcem, to prawdopodobnie dlatego, że wszystkie łyżeczki, mieszkające na pokładzie, są już brudne, a nikomu nie chce się ruszyć tyłka i ich umyć. A bałagan, żeby nie powiedzieć syf w kambuzie, rzeczywiście nie przynosi szczęścia – co najwyżej sraczkę.

7. Piątek. W zależności od kraju pochodzenia, żeglarze uważają piątek za najgorszy bądź przeciwnie – najlepszy dzień dla rozpoczęcia rejsu. Optymistami w tym względzie są Hiszpanie, bowiem Kolumb wyruszył na rejs w piątek, dokładnie 3 sierpnia 1492, zaś jego wyprawa zakończyła się sukcesem. Można by tu polemizować, czy aby na pewno był to sukces, skoro chciał odkryć drogę do Indii, a odkrył USA, ale tam też jest ładnie. Co więcej, z punktu widzenia Indian, wyprawa ta była początkiem końca, więc raczej trudno mówić o jej szczęśliwym zakończeniu. Piątek za najbardziej pechowy dzień uznają natomiast żeglarze ze Wschodu, ponieważ tradycyjnie jest to dla nich dzień zarezerwowany dla obrzędów religijnych. Z niewiadomych przyczyn wersja wschodnia (o pechowym piątku) utrwaliła się w innych, niż Hiszpania, krajach Europy, co jest tym bardziej dziwne, że w większości nie była ona muzułmańska - ale to, jak widzimy, właśnie ulega zmianie.

Żeglarskie przesądy, podobnie jak wszystkie inne zabobony, mają jedną istotną cechę – nie dotyczą nas, dopóki, jak łosie ostatnie, sami w nie nie uwierzymy. Jeśli natomiast, nawet „na wszelki wypadek”, zaczniemy sobie je brać do serca, zaoramy się całkowicie i znajdziemy się na prostej drodze do klęski – i to nawet bez obecności baby, noża w herbacie czy karła na maszcie – bowiem, zamiast czerpać radochę z wolności i żeglarskiej przygody, będziemy skrupulatnie pilnować niezrozumiałych zasad.
 
Tagi: przesądy, marynarze, tatuaż, gwizdanie, zwyczaje
TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 21 listopada

Do wybrzeży na północ od Wirginii, pierwszej angielskiej kolonii w Ameryce, na statku "Mayflower" przybyło 102 osadników. Założyli miasto w Plymouth, od nazwy portu, z którego wypłynęli we wrześniu; tak narodziła się Nowa Anglia.
sobota, 21 listopada 1620