Różne ludzie mają marzenia. Jedni marzą o bogactwie, wygranej w totolotek, o pięknym domku z ogrodem, o szybkim samochodzie, czy po prostu o samochodzie. Inni o podróżach, sławie odkrywcy. Jedno można stwierdzić z pewnością – marzenia mają wszyscy – no prawie wszyscy.
Marcin miał marzenie, jak to on – skromne. Marzył o posiadaniu własnej żaglówki, niewielkiej, ale wygodnej, na której po przejściu na emeryturę – a to zbliżało się nieuchronnie – spędzałby czas. Nie chodziło mu o to, by był to „wypasiony” jacht, pełen udogodnień, którym mógłby pokonywać morza i oceany. To miała być kabinowa żaglóweczka do pływania po śródlądziu. Mało tego, nie planował kupna nowej łódki, na to nie pozwalały skromne fundusze, postanowił nabyć coś starego, wymagającego naprawy, i w chwilach wolnych wyremontować.
Po dłuższych poszukiwania znalazł starego Ramblera, naprawa którego wydawała mu się stosunkowo prosta. Mimo sceptycyzmu żony, która nie bardzo wierzyła w jego zdolności politechniczne, kupił go. Wynajął niewielką szopę, przerobił ja na szkutniczy warsztat, wstawił tam swój nabytek i rozpoczął prace. To był początek kłopotów, bowiem jeśli mogą one się pojawić, to z pewnością się pojawią. Udało mu się zgromadzić wokół siebie grupę entuzjastów, którzy deklarowali pomoc w remoncie łódki. Ale po kilku tygodniach żona wypowiedziała – jak to sama określiła – prowadzenie stołówki dla stada infantylnych, niedojrzałych chłopców, marnujących czas na realizację z góry skazanej na niepowodzenie mrzonki innego infantylnego chłopca. Musiał zatem przejąć jej obowiązki i codziennie przygotowywać obiad dla pomocników. Z czasem przychodziło mu to łatwiej, bowiem owi pomocnicy szybko tracili entuzjazm i po prostu wykruszali się.
Remont łódki okazał się dużo bardziej skomplikowany niż się spodziewali. By owe kuchenne obowiązki specjalnie go nie obciążały, zaczął karmić bractwo makaronami z różnymi dodatkami. Znał się na tym, bowiem przez lata spędzał swoje urlopy na żeglowaniu wzdłuż włoskiego wybrzeża. Wtedy czarterował na takie wyprawy jacht. Teraz chciał swoją żaglówką poznawać smaki żeglowania śródlądowego, powrócić do tych przeżyć jakie pamiętał z czasów swojej młodości, gdy tajniki żeglarskich umiejętności poznawał na Mazurach.
Remont Ramblera trwał kilka lat. Pewnego dnia, gdy wieczorem wrócił ze swojego warsztatu do mieszkania, zastał je puste, na stole leżał list, w którym żona zawiadamiała go, iż ma tego wszystkiego dość i odchodzi. Jak okazało się parę dni później, odeszła do faceta, który jachtu nie budował, jeno go posiadał. Marcin przyjął ten cios z godnością, nie zaprzestał remontu swojej łódki, raczej go przyspieszył. Zbliżał się do finiszu prac, łódka prezentowała się pięknie, połyskiwała nowym lakierem, niewielka kabina zapewniała minimum komfortu, złożony drewniany maszt wyglądał nienagannie, olinowanie zarówno stałe jak i ruchome było odpowiednio umocowane.
Wrócił do pustego mieszkania, szybko przygotował swoje ulubione fusilli con funghi, czyli makaron świderki z grzybami – w tym wypadku pieczarkami. Rozsiadł się wygodnie i z kieliszkiem wina w dłoni zaczął projektować trasę rejsu. Wiedział, że odnowiony Rambler prezentuje się na tyle wspaniale i godnie, że niewątpliwie na trasie spotka kobietę, która potrafi docenić jego piękno i klasę. Miał jedynie cichą nadzieję, że ta istota będzie urodziwa, mądra i będzie miała mniej lat niż jego żaglówka.
Fusilli con funghi Pieczarki pokroić na kawałki, raczej spore, tak aby widoczny był kształt grzyba. Posiekane dwa lub trzy ząbki czosnku poddusić na oliwie, dodać grzyby i sporą ilość posiekanej natki pietruszki. Smażyć przez 10 do 15 minut. W tym czasie ugotować al dente makaron świderki, czyli fusilli. Ugotowany przełożyć na patelnię z grzybami, doprawić odrobiną czosnku i resztą natki, teraz trzeba dodać trochę oliwy, posolić i popieprzyć, wymieszać i przez dwie, trzy minuty poddusić na niewielkim ogniu. Świetnie do tego smakuje białe wytrawne wino. |