TYP: a1

Dwoje na huśtawce - co powinien umieć co-skipper?

wtorek, 19 grudnia 2017
Anna Ciężadło

Wypływając na samotny rejs, możemy liczyć tylko na siebie; nic więc dziwnego, że niewielu porywa się na ten wyczyn, a z tych, którzy się porwali, nie każdy dociera tam, gdzie - i kiedy - zamierzał dotrzeć. A co z żeglowaniem w dwie osoby? Czy w takim przypadku wystarczy, że „ten drugi” potrafi zaparzyć herbatę i dotrzymać kapitanowi towarzystwa?

Może jednak powinien umieć coś więcej - na przykład przygotować drinka z parasolką?

Smutny przykład

Wypadek, jaki przydarzył się pewnemu małżeństwu z Polski, wywołał wiele pytań - między innymi i to, jak to możliwe, że kiedy kapitan wypadł za burtę, jego żona nie była w stanie udzielić mu skutecznej pomocy, wezwać ratunku, czy sterować jachtem - a jedynie przez kilka dni dryfowała bezradnie?

Akurat w tym przypadku na kobietę posypały się gromy ze strony internautów (którzy, co oczywiste, wszyscy bez wyjątku są doskonałymi żeglarzami i świetnie poradzili by sobie w takiej sytuacji). Jest jednak wielce zagadkowe, dlaczego osoba, która niejednokrotnie towarzyszyła swojemu mężowi w rejsach (chociaż, jak mówi jej córka, lubiła widzieć ląd), nie potrafiła wykonać najprostszych manewrów na pokładzie - nawet stanąć w dryf?

A może tak naprawdę wcale nie przepadała za żeglowaniem, a jedynie chciała towarzyszyć swojemu mężczyźnie w spełnianiu jego marzeń i pasji - nawet, jeśli wiele ją to kosztowało?

 

W cieniu guru

Z psychologicznego punktu widzenia, sytuacja opisywanego małżeństwa wcale nie była tak rzadka; kiedy bowiem pojawi się jednostka wybitna i energiczna, wokół niej nie ma już miejsca na drugą osobę równie doskonałą i równie zapaloną do tej samej działalności.

Sherlock Holmes potrzebował Watsona, ale nie drugiego geniusza. Don Kichot - Sancho Pansy, ale nie kolejnego świra w nocniku na głowie. I tak dalej. Wśród postaci historycznych również mamy wiele przykładów tego, jak wokół „mistrza” krąży jakiś pomocnik - ale nigdy drugi mistrz.

Poza tym, uderzmy się w piersi: czy, mając w domu elektryka, posiadamy choćby podstawowe pojęcie o prądzie? A gdy informatyka - czy w ogóle próbujemy samodzielnie instalować jakieś oprogramowanie? Czy też zrzucamy to wszystko na barki kogoś, kogo mamy pod ręką - a kto zrobi to szybciej i lepiej od nas (a przynajmniej będzie sprawiał takie pozory)? No właśnie.

 

Na rejsie

Układ „mistrz i jego cień” pasuje zatem obu stronom: mistrz nie boi się konkurencji (ani krytyki) i robi za wyrocznię, a pomocnik ma święty spokój, bo o wszystko troszczy się jego guru - i jeszcze ma z tego radochę.

Niestety, na rejsie taki układ przestaje być idealny. Rozumiemy oczywiście, dlaczego kapitan jest tylko jeden. Pytanie, co powinien (również w interesie kapitana) umieć jego pomocnik, co - skipper, by w razie wystąpienia jakichś kłopotów, mieć choćby niewielką szansę na opanowanie sytuacji? Pamiętajmy, że rzecz dotyczy nie tylko rejsów we dwoje, ale też bardzo częstych układów, w których żeglarzami są: mama, tata i małe dzieci.

Kiedy spojrzymy na porady dla skipperów, zamieszczone na branżowych stronach, znajdziemy między innymi takie zalecenia: „Zawsze należy przeszkolić załogę z zakresu bezpieczeństwa: posługiwanie się środkami ratunkowymi, asekuracyjnymi i przeciwpożarowymi, (…), postępowanie w przypadku wypadnięcia za burtę – manewr .”

Wygląda to na całkiem rozsądne minimum. Chociaż oczywiście byłoby lepiej, gdyby co-skipper umiał po prostu to samo, co umie kapitan (no i jeszcze ten drink z parasolką, koniecznie), ale by mimo wszystko był uprzejmy siedzieć cicho i nie komentować decyzji ani umiejętności swojego wodza. I być może tu właśnie leży sedno problemu?

 

Sam sobie żeglarzem, sterem, okrętem?

Prawda jest taka, że jesteśmy różni. I tak samo, jak każdy z nas w nieco inny sposób kieruje samochodem albo posługuje się długopisem (chociaż lekarze wznieśli bazgrolenie na absolutnie mistrzowski poziom, a to, co za kierownicą wyczyniają niektóre „blondynki” woła o pomstę do nieba), tak samo każdy z nas żegluje trochę inaczej. Co bywa wkurzające. Przecież jest oczywiście, że JA zrobiłbym to lepiej/szybciej/sprawniej/no trzymaj ten kurs, co ty robisz!!

Dlatego właśnie pływamy albo samotnie (bo nikt nas nie krytykuje - i sami nie mamy kogo krytykować), albo w grupach, gdzie odpowiedzialność oraz irytacja się rozmywa.

Mimo to, należy mieć na uwadze, że co dwie głowy, to nie jedna. Niektóre kraje wręcz wymagają posiadania co-skippera podczas rejsów morskich, nie wspominając już o fakcie, że przewoźnicy autokarowi i samolotowi ZAWSZE zapewniają na pokładzie obecność dwóch osób, potrafiących obsłużyć całą tę maszynerię. I kiedy jedna z nich siada za sterami, druga albo idzie spać, albo siedzi obok. I to cichutko - chociaż zapewne ma jakieś własne przemyślenia.

 

 

Tagi: rejs, skipper, co-skipper, bezpieczeństwo, szkolenie
TYP: a3
0 1
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 14 sierpnia

Zakończyła się wyprawa jachtu "Dar Opola" (zwana wyprawą "Koral") na Morze Czerwone. Wyprawą na trasie Aden (start 30.12.1959 r.)-Gdynia dowodził Kapitan Bolesław Kowalski. Plonem wyprawy było tysiące eksponatów, które wzbogaciły pracownie uniwersyteckie
niedziela, 14 sierpnia 1960
Urodził się Adam Wolff, doktor nauk historycznych, profesor Polskiej Akademii Nauk, kapitan jachtowy i żeglarz regatowy, olimpijczyk z 1928 r., współtwórca polskiego żeglarstwa regatowego, autor wielu publikacji żeglarskich
poniedziałek, 14 sierpnia 1899
Z Dżakarty w kierunku Australii wypływa Abel Tasman
czwartek, 14 sierpnia 1642