TYP: a1

O rany! Żeglarski sposób na rany

poniedziałek, 23 kwietnia 2018
Anna Ciężadło

Przysłowie głosi, że gentleman to człowiek, który nazwie kota kotem nawet wtedy, kiedy się o niego potknie. Idąc tym tropem, żeglarz to człowiek, który nigdy nie powinien zapomnieć, jak nazywają się rozmaite elementy osprzętu - nawet wówczas, gdy boleśnie wejdzie z nimi w bliski kontakt.

Żarty żartami, ale prawda jest taka, że każdy, kto kiedykolwiek postawił stopę na pokładzie, prędzej czy później tę stopę zranił. Po czym ze zdziwieniem dochodził do wniosku, że rany podczas rejsu nie goją się tak dobrze, jakby mogły.

 

Dlaczego tak się dzieje, a przede wszystkim – jak sobie pomóc bez dostępu do hydrożelowych opatrunków, plastrów z zeolitami i innych specjalistycznych wynalazków? Już spieszymy z wyjaśnieniami.

 

Rana ranie nierówna

Zranienia, przecięcia, czy otarcia to podczas rejsu rzecz całkowicie normalna; i właściwie niemożliwa do uniknięcia - chyba, że przebywamy na pokładzie wyłącznie w celach dekoracyjnych.

Sam moment powstania zranienia możemy zresztą łatwo przegapić, bo skupiamy się na zupełnie innych rzeczach - na przykład na tym, jak uniknąć katastrofy. Jednak to, jak postąpimy później, kiedy umilkną już miotane przez nas klątwy, zależy wyłącznie od nas.

 

W praktyce najczęściej pozostawiamy rany same sobie, licząc naiwnie, że jeśli nie będziemy na nie zwracać uwagi, to same się zagoją. Niestety, może to potrwać trochę dłużej, niż byśmy chcieli, skutkiem czego przez kilka dni będziemy odczuwać niewielki, ale irytujący dyskomfort, a niekiedy nawet znaczyć biały laminat świeżą posoką.

 

Aby skrócić do minimum ten ponury stan, powinniśmy wiedzieć o zranieniach kilka istotnych rzeczy. Przede wszystkim to, że najczęściej spotykane rany możemy podzielić na dwa typy:

 

  • takie, których brzegi znajdują się w miarę blisko siebie (powstałe np. wskutek przecięcia jakimś ostrym elementem);

     

  • i takie, których brzegów nie da się zbliżyć, bo znajdują się za daleko od siebie i w dodatku są malowniczo poszarpane. Tego typu rany powstają np. poprzez spotkanie z knagą, która przeorała nam mały paluszek u nogi, albo wskutek tarcia, wywołanego wyrywającą się nam liną. Zwykle mają większą powierzchnię, ale są raczej płytkie.

 

OK, i po co nam ta wiedza?

Zasadniczo po to, aby zapewnić ranom optymalne warunki do zagojenia. Czyli jakie?

Pierwszy typ ran - nazwijmy je ciętymi - naprawia się poprzez tzw. gojenie pierwotne. Czyli przez szybkie zrośnięcie brzegów rany (pamiętacie kreskówkę „Było sobie życie”, gdzie przybiegają płytki krwi i chwytają się za łapki? Otóż to). Jest to zresztą zupełnie realny scenariusz, ponieważ tkanki zostały przecięte, a nie wyrwane, można je zatem łatwo „skleić”.

 

Jest jednak pewien haczyk, a nawet dwa: warunkiem skutecznego zrośnięcia jest przystąpienie do akcji natychmiast po powstaniu takiego skaleczenia. Podkreślamy, natychmiast - nie kiedy skończy się nasza wachta, albo na drugi dzień, kiedy akurat nie mamy nic innego do roboty. Poza tym, priorytetem jest tutaj utrzymanie rozciętych tkanek możliwie blisko siebie, co bez interwencji chirurga (albo posiadania takich fikuśnych, ściągających plasterków) może wydawać się niełatwe. No ale od czego mamy amerykańskie seriale, prawda?

 

Dlatego, czerpiąc inspirację z poczynań pana McGyvera, natychmiast po powstaniu przecięcia należy skleić je legendarną srebrną taśmą, pilnując przy tym, by brzegi rany znajdowały się jak najbliżej siebie. Cała procedura nie zajmie nam więcej, niż kilkanaście sekund, a szybka interwencja ograniczy krwawienie (i gojenie) do minimum.

 

Insza inszość

Zupełnie inaczej wygląda sprawa z ranami drugiego typu; nie mogą one zagoić się w ten sposób, co rany cięte, ponieważ tu brzegi są nieregularne (czyli, mówiąc brutalnie, brakuje nam kawałka tkanki).

 

Przy takich ranach zachodzić będzie tzw. gojenie wtórne, zwane też ziarnowaniem. Czyli w miejscu brakującego kawałka żeglarza musi utworzyć się strupek. W takim przypadku zaklejanie rany plastrem niewiele pomoże (co najwyżej chwilowo poprawi nam samopoczucie, bo nie będziemy musieli oglądać wystającego mięsa). A prawdę mówiąc, może nawet zaszkodzić – bo powstające strupki przykleją się do plastra, który przecież w końcu oderwiemy, ponownie doprowadzając do uszkodzenia tkanek. Cóż zatem nam pozostaje?

 

Wazelina rulezzz

Specjaliści twierdzą, że rany drugiego typu do wytworzenia zgrabnego i skutecznego strupka potrzebują środowiska wilgotnego. Czyli w warunkach rejsowych powinny goić się świetnie? No, nie do końca. Pamiętajmy, że woda, jaka bryzga na taką rankę, raczej nie jest sterylna, więc łatwo może dojść do zakażenia - a poza tym, paradoksalnie, może wysuszać nam skórę. Szczególnie, jeśli jest to woda morska.

 

W przypadku ran drugiego typu priorytetem jest zatem zapewnienie odpowiedniej wilgotności, a jednocześnie nie dopuszczenie do kontaktu z wodą zaburtową. I w tej misji niezastąpiona jest... wazelina. Tak, najzwyklejsza, kosztująca grosze wazelina. Rozsmarowana na opatrunku, a w ostateczności nałożona bezpośrednio na ranę, nie pozwoli jej zbytnio parować, a jednocześnie nie przepuści do niej ani kropelki brudnej wody.

 

Co ciekawe, wazeliną warto potraktować również lekko zagojoną ranę ciętą, niezależnie od tego, czy zdążyliśmy ją uprzednio skleić plastrem, czy nie. To pozwoli ją zabezpieczyć i sprawi, że nie będzie swędziała aż tak bardzo.

 

I na koniec

Rzecz jasna, w charakterze wazeliny mogą wystąpić jakieś inne tłuszcze. Doskonale sprawdzą się tu olej kokosowy, arganowy, albo też olejki eteryczne, np. rozmarynowy, różany, bergamotowy, itp. Opcji jest wiele, ale prawdę mówiąc szansa, że zupełnym przypadkiem posiadacie takie wynalazki na łódce, jest raczej nikła - więc jednak zwykła wazelina rulezzz.

 

Oczywiście, wszystkie te patenty z wazeliną i srebrną taśmą świetnie sprawdzają się w przypadku ran stosunkowo niewielkich. Pamiętajmy, że gdy zranienie jest bardzo głębokie lub rozległe, sterczy z niego jakaś kość, albo delikwent podejrzanie blednie, takie wynalazki mogą nie dać rady. W takim przypadku nie wahajmy się wezwać pomocy, nawet wbrew życzeniom (oraz klątwom) poszkodowanego.

 

 

 

 

Tagi: rana, plaster, ratownictwo
TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 30 grudnia

Z Adenu wyruszył s/y "Dar Opola" pod Kpt. Boleslawem Kowalskim rozpoczynając naukową wyprawę "Koral" Instytutu Zoologii Uniwersytetu Warszawskiego na Morze Czerwone.
środa, 30 grudnia 1959
Urodził się Eugeniusz Kwiatkowski, minister przedwojennego rządu, m.in. inicjator budowy portu morskiego w Gdyni.
niedziela, 30 grudnia 1888