To była katastrofalna pomyłka. Albo nieszczęśliwy zbieg okoliczności – tak to wydarzenie określiła później brytyjska admiralicja. Szkoda tylko, że w wyniku tej pomyłki zginęli polscy marynarze. Sprawa wydarzyła się podczas II wojny światowej, kiedy to polski okręt ostrzelali – i to skutecznie, doprowadzając do jego zatonięcia – nasi przyjaciele, alianci.
W listopadzie 1941 r. Polska Marynarka Wojenna przejęła w bazie US Navy w New London okręt co prawda podwodny typu „S”, choć solidnie już wyeksploatowany. Jego dowódcą został kpt. Bolesław Romanowski, a jednostkę nazwano „Jastrzębiem”.
Pierwszym zadaniem „Jastrzębia” było uczestnictwo w konwoju PQ-15 z Reykjaviku do Murmańska. „Jastrząb” był w grupie 4 alianckich okrętów podwodnych, które miały alarmować o wyjściu w morze niemieckich ciężkich okrętów bazujących w Norwegii.
W morze „Jastrząb” wyszedł 25 kwietnia i od razu miał z górki. Po pierwsze dokopywała mu pogoda, a po drugie różne rzeczy zaczynały się psuć, i to jedna po drugiej. Jedna z usterek spowodowała, że okręt miał kłopoty z utrzymaniem się na odpowiedniej głębokości. Odbyła się narada oficerów, na której ci zdecydowali o kontynuowaniu patrolu, choć stan okrętu kwalifikował go do powrotu do bazy. Jednak usterki się nie skończyły. Fale zerwały część pokładu i żeby uniknąć dalszych zniszczeń, okręt musiał zejść na większą głębokość – która jednak uniemożliwiała prowadzenie obserwacji. Kapitan w tej sytuacji postanowił, że okręt będzie co pół godziny wchodził na głębokość peryskopową.
W tych ciężkich warunkach 2 maja hydroakustycy wychwycili odgłos śrub okrętu znajdującego się na powierzchni. Na peryskopowej okazało się, że 400 metrów od „Jastrzębia” znajduje się niemiecki U-boot. Jednak zanim Polacy przygotowali się do odpalenia torped, ich statek – z powodu wcześniej wspomniane już usterki gwałtownie mocno się zanurzył. A zanim ponownie podciągnięto go na głębokość peryskopową, po Niemcach nie było śladu.
Fatalna zmiana planów
W tym czasie z powodu ciężkich warunków atmosferycznych (konwój napotkał na swojej drodze góry lodowe) wprowadzono zmiany na trasie konwoju. Przebiegała ona teraz przez rejon patrolowany przez „Jastrzębia”. Niestety dowódców statków eskortujących konwój nie powiadomiono, że na tym terenie mogą znajdować się ich własne patrolowe okręty podwodne. W efekcie wszystko, co pod wodą, eskorta traktowała jak wroga.
Był 2 maja, wieczór. Akustycy „Jastrzębia” znowu wychwycili odgłosy śrub a po wyjściu na peryskopową ujrzano dwa okręty: stary amerykański niszczyciel oraz trałowiec brytyjski. Niestety sytuacja z gwałtownym nieplanowanym zanurzeniem się powtórzyła a kiedy Polacy wychodzili na powierzchnię usłyszeli sygnały jednoznacznie świadczące, że „Jastrząb” został namierzony.
Ponieważ były to jednostki sojusznika, kapitan Romanowski nakazał wynurzenie i podanie umówionego sygnału, czyli wystrzelenie żółtej świecy dymnej. W tym momencie niszczyciel rzucił serię bomb głębinowych. Wystrzelił kolejną świecę dymną , ale jedyna odpowiedzią była druga seria bomb. Do ataku przystąpił trałowiec.
Na szczęście „Jastrząb”, mimo dwóch serii bomb nie zaliczył bezpośredniego trafienia, ale uszkodzenia były tak duże, że kapitan nakazał wynurzenie. „Jastrząb” na powierzchni wyszedł pomiędzy trałowcem a niszczycielem i oba natychmiast zaczęły go ostrzeliwać. Natychmiast zginął sygnalista, który wyszedł na pokład jako pierwszy, aby dawać sygnały obu jednostkom. Kapitan Romanowski, który był zaraz za nim, otrzymał postrzał w obie nogi. A zobaczywszy, że niszczyciel najwyraźniej szykuje się do staranowania „Jastrzębia”, dowódca nakazał wyjśc na pokład całej załodze. Brytyjski radiotelegrafista zaczął nadawać znaki rozpoznawcze polskiego okrętu w stronę trałowca, który natychmiast przerwał atak. Nie przerwał go jednak niszczyciel. A że znajdował się ok. 50metrów od „Jastrzębia”, ostrzał zmasakrował polska załogę. Przerwano go dopiero, kiedy kpt. Romanowski podniósł nad głową polską banderę. I trudno dziś w to uwierzyć, ale z pokładu niszczyciela zadano pytanie – Are you German? Na co Romanowski odpowiedział:
– We are Polish submarine „Jastrząb” can’t you see „P-551”- bloody fool?
Usprawiedliwiony atak
„Jastrząb” tonął, więc oba statki aliantów: norweski niszczyciel „St. Albans” i brytyjski trałowiec HMS „Seagull” do akcji ratowniczej. Okazało się, że z załogi Jastrzębia zginęło trzech Polaków oraz dwóch Brytyjczyków, rannych zostało czterech oficerów, w tym dowódca, i 12 marynarzy.
Do wyjaśnienia przyczyn, hmmm, „incydentu” powołano specjalna komisję. Która uznała, że polski okręt zatonął w wyniku nieszczęśliwego zbiegu okoliczności, na który składały się kiepski stan techniczny okrętu i fatalne warunki pogodowe uniemożliwiające określenie rzeczywistej pozycji „Jastrzębia”. Doszła do tego zmiana kursu przez konwój, o czym nie powiadomiono polskiego dowódcy. W rezultacie uznano atak na polską jednostkę za usprawiedliwiony. W wyroku znalazł się zapis: „Dowódca ORP „Jastrząb” natychmiast po zauważeniu ataku będąc jeszcze pod wodą, nadał właściwe znaki rozpoznawcze, mianowicie żółty dym wskazujący na obecność własnego okrętu podwodnego. Jak się okazało z dochodzenia, oficerowie okrętów atakujących nie byli dostatecznie zaznajomieni z tym środkiem rozpoznawczym — część z nich nigdy boi z żółtym dymem nie widziała w czasie akcji lub ćwiczeń, część uważała widziany dym za powstały z własnej boi dymnej wskazującej miejsce zrzucenia bomb głębinowych. Wobec nie zaprzestania ataku dowódca ORP „Jastrząb” po wynurzeniu użył ostatecznego środka rozpoznania i pomimo gwałtownego ognia skierowanego na pomost okrętu, gdzie cała obsługa została wybita lub zraniona, osobiście rozwinął nad pomostem polską banderę, co również nie zostało w porę zauważone. Oba okręty zaprzestały ognia dopiero po znacznym zbliżeniu się do ORP „Jastrząb”, kiedy przynależność okrętu została bezpośrednio rozpoznana. W tym momencie jednak ORP „Jastrząb” był już tak uszkodzony, że o uratowaniu jego nie mogło być mowy.” Jak stwierdzono, dowódca niszczyciela nie znał obowiązujących znaków rozpoznawczych i ukarano go naganą.
We wrześniu 1942 roku załoga „Jastrzębia” została udekorowana Krzyżami Walecznych, głównie za działanie w obronie atakowanego okrętu oraz pełną poświęcenia postawę podczas ataku. Polskiej marynarce przyznano także zadośćuczynienie w postaci tym razem nowoczesnej jednostki pływającej , którą nazwano ORP „Dzik”. Jego dowódcą został kapitan Bolesław Romanowski, a trzon załogi stanowili marynarze z zatopionego „Jastrzębia”.
.
Tagi: ORP "Jastrząb", II wojna światowa