Dziś – a właściwie w nocy z 17 na 18 września przypada rocznica jednej z najbardziej spektakularnych ucieczek w polskiej marynarce wojennej. Chodzi o czasy II Wojny Światowej i ORP „Orła”, którego załoga wykazała się odwagą, typowo polską zaradnością. i iście ułańską fantazją.
Wszystko zaczęło się od dowódcy okrętu, Henryka Kłoczkowskiego. Przed wojną uchodził za jednego z najlepszych podwodniaków Polskiej Marynarki Wojennej. Nic więc dziwnego, że powierzono mu dowództwo nad chlubą floty, czyli okrętem podwodnym ORP „Orzeł”. Jednak kapitan do swoich obowiązków podchodził dość nonszalancko, a nawet – mimo iż sytuacja polityczna była mocno napięta – w przeddzień wojny zszedł na ląd i udzielił przepustek znacznej części załogi. Dlatego też 1 września „Orzeł” wyszedł w morze dawno po swoich kolegach: „Żbiku”, „Rysiu”, „Sępie” i „Wilku”. Co prawda „Orzeł” ruszył do walki, ale doniesienia o niemieckich sukcesach zdecydowanie odbierały animusz kapitanowi. W efekcie poczuł się on mocno niedysponowany. Wahał się, czy to wyrostek czy żołądek, choć wśród marynarzy szybko rozpowszechniło się przekonanie, że kapitan po prostu szuka pretekstu do opuszczenia pokładu. Kontradmirał Józef Unrug dowiedziawszy się o całej sprawie jasno zawyrokował: Albo wysadzić dowódcę w porcie neutralnym i działać dalej pod dowództwem zastępcy dowódcy, albo ostrożnie przyjść w nocy na Hel celem zmiany dowódcy. Ale Henryk Kłoczkowski nie zamierzał przedzierać się do polskiego wybrzeża. Na bezpieczną przystań wybrał Tallin, gdzie miał kontakty jeszcze z czasów nauki w Szkole Kadetów Morskich w Petersburgu. Kiedy okręt dotarł do Tallina – jego dowódca, nie informując przełożonych ani podwładnych opuścił pokład. A że zabrał przy okazji swój bagaż, w tym maszynę do pisania i ulubiona flintę, było jasne, że na pokład już nie wróci.
No dobra – a co z „Orłem”?
Żeby „Orzeł” mógł zacumować w tallińskim porcie i ubiegać się o azyl, posłużono się pewnym fortelem – wskazano, że na statku trzeba dokonać niezbędnych napraw. „Orzeł” miał kotwiczyć w Tallinie 24 godziny. I pojawiła się komplikacja - w tym samym porcie kotwiczył niemiecki statek „Thalatta”, który miał wyjść w morze 15 września. Według prawa morskiego, kiedy w przystani neutralnego państwa zatrzymały się okręty dwóch krajów prowadzących ze sobą wojnę, mogły one opuścić miejsce postoju z minimum 24-godzinnym odstępem. Postój „Orła” więc przedłużył się do 48 godzin, a to był dopiero początek. Estońska komisja, która wizytowała „Orła” stwierdziła, że uszkodzenia zgłoszone przez Polaków nie są poważne i nie zagrażają bezpieczeństwu okrętu, w związku z tym, w świetle obowiązującego w Estonii prawa, nie stanowi to wystarczającej przesłanki do udzielania polskiemu okrętowi azylu. W konsekwencji pomiędzy godziną 6 a 10.30 tego dnia Estończycy zadecydowali o internowaniu polskiego okrętu. 15 września do „Orła” podpłynęły dwa trałowce i holownik. O internowaniu poinformowano pełniącego obowiązki dowódcy kapitana Grudzińskiego a okręt zaholowano do basenu portu wojennego w Tallinie. Estończycy zabrali pomoce nawigacyjne, mapy i dziennik okrętowy, rozpoczęli rozbrajanie załogi i okrętu. Okręt wzięto pod straż: w pobliżu cumowały okręty estońskie, na okręcie wystawiono posterunki – w centrali okrętu, do której doprowadzono łączność telefoniczną z lądem, objął wartę podoficer estoński, przy trapie objął wartę drugi marynarz, kolejny dyżurował przy posterunku straży portowej. Na nic się zdały oficjalne sprzeciwy zarówno kapitana Grudzińskiego, jak polskiego ambasadora Wacława Przesmyckiego. Nastroje w załodze „Orła” były fatalne. Zniszczono tajne dokumenty i przebąkiwano o ucieczce, ale załoga, w przeciwieństwie do dowódcy, nie chciała porzucać okrętu.
Ucieczka jak w filmie
Z pomocą przyszedł przypadek. Początkowo „Orzeł” zacumowany był rufą w kierunku wyjścia z niewielkiego basenu portowego. Manewrowanie było więc utrudnione a szanse ucieczki – kiepskie. Ale w trakcie rozbrajania okrętu 16 września okazało się, że dźwig portowy ma za krótkie ramię, by wyładować torpedy z wyrzutni rufowych. Dlatego też następnego dnia holownik miał przestawić okręt dziobem w kierunku wyjścia z portu. Ponadto tego dnia była sobota, a więc dzień wolny dla wielu specjalistów i robotników. Władze portu zdecydowały więc, żeby na statku chwilowo zostawić do pomocy w demontażu polską załogę.
Decydujące okazało się zebranie załogi, zwołane na wieczór 16 września – to na nim podjęto decyzję o ucieczce. Ponieważ polscy marynarze ze wszystkich sił utrudniali rozbrajanie okrętu, udało się przeszkodzić w wyładowaniu sześciu spośród 20 torped, będących na uzbrojeniu okrętu, rozłączeniu wałów, demontażu radiostacji i żyrokompasu. Marynarze przeprowadzili rozpoznanie akwenu portowego, zorientowali się, gdzie są stanowiska Estończyków i wreszcie nadpiłowali cumy. Ucieczka miała nastąpić w nocy z 17 na 18 września.
Akcję rozpoczęto o godz. 2 w nocy. Obezwładniono strażników na pokładzie, tych znajdujących się na brzegu zwabiono na pokład i potraktowano podobnie. Marynarza, pełniącego dyżur w centrali okrętu bosmanmat z Orła zastraszył pistoletem, który udało się ukryć przed Estończykami. Na okręcie zarządzono alarm, uruchomiono silniki, przecięto kable elektryczne i telefoniczne łączące okręt z lądem i „Orzeł” ruszył do ucieczki. Oczywiście został dostrzeżony – oświetlony światłem z reflektorów i ostrzelany z broni maszynowej. Wpadł też na ostrogę falochronu, ale dzielnej załodze udało się go z niej ściągnąć.
Ucieczkę polskiego okrętu zauważono też na torpedowcu „Sulev” – na szczęście dla Polaków jednak załoga nie otrzymała rozkazu otwarcia ognia. Rozkaz taki jednak dotarł do żołnierzy kompanii szkolnej na nabrzeżu. Na redzie okręt został ostrzelany przez baterie artylerii nadbrzeżnej. Spośród trzech zaalarmowanych o godzinie 3.50 baterii tylko bateria nr 3 na wyspie Aegna (armaty 130 mm) otworzyła o godzinie ogień, wspomagany przez stacje reflektorowe z wysp Aegna i Naissaar. Jednak wkrótce uciekający „Orzeł” dotarł do akwenu, którego głębokość pozwoliła na zanurzenie. Z chwilą gdy zatrzymał się i zanurzył się bateria przerwała ogień.
Twardy jak polski marynarz
To jednak nie był koniec kłopotów „Orła”. Jego akumulatory były rozładowane w 80%, dlatego też okręt położył się na dnie Zatoki Fińskiej, gdzie pozostał przez resztę nocy i cały następny dzień. Estończycy 19 i 20 września prowadzili poszukiwania za pomocą okrętów i samolotów, a sytuacja załogantów z polskiego okrętu, słyszących echa wybuchów głębinowych była nie do pozazdroszczenia.
„Orzeł” wynurzył się na powierzchnię dopiero po zapadnięciu ciemności i rozpoczął ładowanie akumulatorów. Następnie skierował się na wody środkowego Bałtyku, gdzie do 7 października 1939 roku kontynuował działania patrolowe, pomimo braku map. Gdy zapasy paliwa i słodkiej wody niebezpiecznie zmalały, okręt przedarł się przez Sund do Anglii, gdzie wraz z kilkoma innymi polskimi okrętami stworzył zalążek polskiej floty u boku Royal Navy.
Czy to wszystko?
Pomijając dalszą działalność okrętu, jego ucieczka miała swoje konsekwencje. Oczywiście, swój finał znalazła sprawa komandora Kłoczkowskiego. Polski Morski Sąd Wojenny w Londynie wyrokiem 3 sierpnia 1942 roku uznawał kmdr. Kłoczkowskiego za winnego zbrodni przeciwko obowiązkowi wierności żołnierskiej, której przejawem było, m.in., doprowadzenie do internowania i rozbrojenia okrętu wojennego, którym dowodził, a który był w pełni sprawny do prowadzenia działań wojennych. Kmdr Kłoczkowski został skazany na 4 lata więzienia, degradację do stopnia marynarza i wydalenie z Marynarki Wojennej RP. Do dziś istnieją kontrowersje na temat tego czy kmdr Kłoczkowski był winny zarzucanych mu czynów. Niektórzy z historyków uznają, że dowódcy powinna być zasądzona kara śmierci.
Śledztwo na temat ucieczki „Orła” przeprowadzono też w Tallinie. Dowódca marynarki wojennej Estonii kmdr Valev Mere i jego szef sztabu kmdr. Rudolf Linnuste, którzy byli odpowiedzialni za zatrzymanie i rozbrojenie „Orła” oraz internowanie załogi, zostali, decyzją prezydenta Republiki Estońskiej z dnia 18 września 1939 roku, zwolnieni z zajmowanych funkcji ze skutkiem natychmiastowym. Marynarze estońscy, obezwładnieni na pokładzie „Orła” podczas jego ucieczki zostali 21 września 1939 roku wysadzeni na szalupę w zatoczce na Gotlandii. Ze Szwecji do Estonii powrócili samolotem 24 września 1939 roku. Ich uwolnienie miało wykazać nieprawdziwość wiadomości rozpowszechnianych przez niemieckie rozgłośnie radiowe (i powtarzanych przez BBC) o tym, że estońscy strażnicy zostali zamordowani przez Polaków.
Ucieczka „Orła” posłużyła też Związkowi Radzieckiemu jako pretekst do oskarżenia władz estońskich o sprzyjanie Polsce i jeden z dowodów na to, że Estonia nie jest w stanie samodzielnie obronić swoich wód terytorialnych. Co dało doskonały pretekst do wprowadzenie wojsk radzieckich na teren Estonii. Oczywiście jako „pomocy”.
Tagi: ORP "Orzeł", ucieczka, II wojna światowa