TYP: a1

Burłaczyć

piątek, 20 kwietnia 2018
Anna Ciężadło

W naszym żeglarskim słowniku czasowniki pojawiają się niezwykle rzadko. Na nasze szczęście, równie rzadko zdarza nam się coś burłaczyć. Nie oznacza to jednak, że ów zwrot miałby odejść w zapomnienie - wystarczy bowiem drobna awaria silnika (albo pusty bak) plus zarośnięty, mazurski kanał i… wracamy do korzeni. Albo do burłaczenia.

Na czym to polega?

Generalnie, koncepcja burłaczenia polega na holowaniu łódki na linie, przy czym operator liny porusza się z gracją po brzegu, a holowana jednostka płynie sobie dostojnie kanałem bądź rzeką.

To, czy mieliście kiedyś przyjemność doświadczyć tego procederu na własnej skórze (a raczej na własnych plecach) zależy głównie od tego, kiedy i gdzie rozpoczynaliście przygodę z żeglarstwem.

Jeśli miało to miejsce na Mazurach w czasach realnego socjalizmu, to prawdopodobnie pamiętacie, na czym rzecz polega - a może nawet trochę żałujecie, że dzisiaj jest to procedura lekko zapomniana, bo można podejrzewać, że Wasza pozycja w załodze byłaby odrobinę wyższa, niż kiedyś. Dawnymi czasy standardem bowiem było, że do burłaczenia oddelegowywano tak zwanych „młodych”, żeby mogli się wykazać. Oraz żeby przypadkiem nie zapomnieli, gdzie jest ich miejsce w szeregu. Dzisiaj włączamy silnik i jedziemy - a „młodemu” możemy zlecić co najwyżej obieranie ziemniaków.

 

Burłacze know-how

Samo maszerowanie po brzegu z zaczepioną o łódź cumą nie wymaga dalszych wyjaśnień. Odrębnym zagadnieniem jest jednak pytanie, na czym zawiązać przeciwległy koniec liny. Istnieją tu zasadniczo dwie szkoły - możemy uwiązać łódź albo o knagę na dziobie, albo… o top masztu.

Jeśli spojrzymy na źródła historyczne (czyli na przykład na obraz Ilji Repina „Burłacy na Wołdze”), ujrzymy niezbyt szczęśliwych ludzi, burłaczących łódź, ciągniętą ewidentnie za maszt. Z kolei nasza śródlądowa praktyka podpowiada, że jednak lepszym miejscem przymocowania cumy jest knaga na dziobie - bo maszt, jak to na mazurskich kanałach bywa, jest złożony, żeby się można było zgrabnie prześlizgnąć pod mostem.

Jak z tego wybrnąć? Prawda jest taka, że lepiej byłoby jednak umocować linę na topie masztu. Po pierwsze, holowana jednostka zyskuje wówczas nieco lepszą sterowność, bo punkt zaczepienia znajduje się na jej śródokręciu, a nie na samym dziobie. Po drugie, taki sposób umożliwia „położenie  łódki”, co może się przydać na przykład podczas schodzenia z mielizny.

 

Etymologia

Zwykle nasza żeglarska terminologia inspirowana jest szeroko pojętym Zachodem. Tym razem jednak kierunek będzie dokładnie przeciwny.

Słówko „burłaczyć” pochodzi bowiem wprost od rosyjskiego terminu бурлак, czyli burłak: człowiek, trudniący się - niezupełnie z własnej woli, bo burłakami często zostawali zesłańcy - „transportem rzecznym”.

Jakkolwiek szumnie to brzmi, ów transport realizowany był niekiedy przy użyciu wioseł, ale znacznie częściej polegał na holowaniu statków towarowych na linie. Oczywiście, było to zajecie raczej niewdzięczne, żeby nie powiedzieć: mordercze, tym bardziej, że odbywało się na ogromna skalę i w mało sprzyjających okolicznościach przyrody. Ale tym akurat nikt się specjalnie nie przejmował.

 

 

 

 

 

Tagi: burłaczenie, transport, słownik
TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 23 listopada

Francis Joyon na trimaranie IDEC wyruszył z Brestu samotnie w okołoziemski rejs z zamiarem pobicia rekordu Ellen MacArthur; zameldował się na mecie po 57 dniach żeglugi, poprawiając poprzedni rekord o dwa tygodnie.
piątek, 23 listopada 2007