Awantura wisiała w powietrzu. Józek nie znosił, gdy ktoś bez zaproszenia wkraczał na jego terytorium. Kambuz to było jego królestwo, tu stanowił prawo. Akceptowali to wszyscy członkowie załogi tego luksusowego jachtu, a także jego właścicielka, praktycznie zawsze zostawiając mu wolną rękę przy doborze potraw.
Od pewnego czasu dowodził także całym statkiem. Gdy jego pokład opuszczał kolejny najemny skipper, to wtedy chlebodawczyni Józka powierzała mu bez obaw ster nawy. Tak też było w tej chwili. Józek nie tylko władał kambuzem, ale także całym jachtem. Potrafił jakimś cudem obie te funkcje pogodzić bez szkody dla każdej z nich. Tym bardziej zdumiało i zdenerwowało go, gdy na jego włości wpadła jak furia dziwna kobieta. Była korpulentna, a to co zwracało uwagę, to burza trefionych blond włosów. Józek z coraz to większym zdumieniem oraz irytacją obserwował jej działania. Zrozumiał, że ma do czynienia z kolejnym gościem zaproszonym na pokład przez uwielbiana przez niego właścicielkę jachtu. Tyle tylko, że do tej pory nikt z nich nie wykazał się takim tupetem, by bez zaproszenia wtargnąć na jego terytorium. Babsko bez zahamowań zaczęło penetrować szafki przy okazji trzaskając ich drzwiczkami. Zaczęła zaglądać do garnków, smakując ich zawartość.
- Szanowna Pani, w czym mógłbym pomóc? – powiedział Józek przez zaciśnięte zęby. Jego irytacja osiągnęła poziom Himalajów.
- Ach, młody człowieku, ja tylko spoglądam jak tu się gotuje, czy wszystko jest robione zgodnie ze sztuką, czy to co nam chłopcze zaserwujesz będzie jadalne? Może potrzebujesz pomocy i instruktarzu?
- Gdybym potrzebował pomocy i owego, jak Pani mówi, instruktarzu to zapewniam, potrafił bym o to poprosić. Teraz jednak mam propozycję nie do odrzucenia. Proszę wrócić na pokład i tam cierpliwie siedzieć, czekając aż steward poda państwu obiad.
Józek z trudem powstrzymywał nerwy starając się nie okazywać, że cała ta sytuacja zaczyna przekraczać granice jego wytrzymałości.
- Radzę by Pani zrobiła to jak najszybciej, w przeciwnym razie nie ręczę za siebie!
- Pan nie wie kim ja jestem! - Dama najwyraźniej nie dawała za wygraną. - Jestem powszechnie znaną osobą, a moje opinie o kuchni potrafią zniszczyć restauracje!
Józek nie wytrzymał tej arogancji, nie powiedział jednego słowa, jedynie ręką wskazał w kierunku zejściówki.
- Marsz! - wyszeptał.
To wypowiedziane cicho słowo zabrzmiało jak niezbyt kulturalne „won”, jednak odniosło skutek. Kobieta-intruz bez sprzeciwu wspięła się po schodach, by pokornie zająć swoje miejsce przy stole ustawionym na pokładzie jachtu. Józek na nowo ogarnął kambuz, z obrzydzeniem zmiótł blond włosy jakie pozostawiła po sobie owa odwiedzająca go osoba. Steward po kolei wynosił przygotowane wcześniej dania, a Józek aby ukoić rozedrgane nerwy zabrał się do przygotowania kolejnej potrawy. Na kolację miał zamiar podać faszerowane kalarepki. Rankiem udało mu się kupić ich sporą ilość. Były świeże, niewielkie co gwarantowało delikatny smak. Drążenie w nich zagłębień, w których powinien znaleźć się farsz, znakomicie uspokajało Józka.
Faszerowane kalarepki Kalarepki należy obrać. Najłatwiej uczynić to obcinając ich spód, po czym podważając nożykiem zdrewniałą skórę odrywać ją od bulwy. Gdy już są obrane to wtedy obcinamy ich wierzch, w ten sposób otrzymamy „czapeczki”, którymi przykryjemy farsz. Kalarepki wydrążamy, tak aby powstał w nich otwór, wydrążonego miąższu nie wyrzucamy. Wnętrze kalarepek solimy. Do nadziewania kalarepek najlepiej nadaje się farsz mięsny. Cebulę kroimy drobno i podsmażamy na oleju na złoty kolor, ryż długoziarnisty gotujemy al dente. Cebulę, ryż mieszamy z mielonym mięsem wołowo-wieprzowym, przyprawiamy solą i pieprzem, dobrym dodatkiem może być trochę posiekanego tymianku. Farszem napełniamy kalarepki, przykrywamy owymi czapeczkami i układamy w naczyniu do zapiekania. Wolne miejsca wypełniamy miąższem powstałym z wydrążania kalarepek, ten też należy posolić, możemy go wymieszać z posiekanym koperkiem. Naczynie przykrywamy i wkładamy do piekarnika nastawionego na 160 stopni. Pieczemy około godziny. |