O Trójkącie Bermudzkim napisano dziesiątki słów i skonstruowano co najmniej kilka solidnych teorii dla wytłumaczenia dziwnych zjawisk zachodzących w jego rejonie. Ale mało kto zdaje sobie sprawę, że zbiorników wodnych, na których mają miejsce tajemnicze zniknięcia jest znacznie więcej.
Jednym z takich miejsc jest Poyang Hu, jedno z największych jezior w Chinach, znajdujące się w prowincji Jiangxi w południowo-wschodnich Chinach. Jego powierzchnia wynosi 3583 kilometry kwadratowe, więc takie Śniardwy to przy nim kałuża (choć nasz narodowy patriotyzm nie powinien ucierpieć, bo budowa zapory Trzech Przełomów spowodowała kurczenie się zbiornika). Poyang było kojarzone z krwawą bitwą, jaka się odbyła na jego brzegach w XIV wieku i z tego, że jest ostoją ptactwa. To, że dzieją się tam dziwne rzeczy wyszło na jaw, kiedy Chiny otworzyły się na świat. Według ostrożnych szacunków w ostatnich dziesięcioleciach utonęło w jeziorze 1600 osób, a za „czarny dzień” uważa się 3 sierpnia 1985 roku – wtedy na jeziorze, w jego najniebezpieczniejszym miejscu w okolicach przybrzeżnej świątyni Laoye, zwanym „Diabelskim rogiem” albo „Strefą śmierci” bez wieści przepadło kilkanaście statków.
Sprawa tragedii na Poyangu do dziś nie została wyjaśniona – według opowieści miejscowych za wszystkie zaginięcia odpowiada ogromny żółw, który zamieszkuje jezioro. Teorii zresztą jest więcej, w tym są i takie, co mówią o duchach i szaleństwie, w który bezwzględnie muszą popaść rozbitkowie, którym uda się wyjść cało z tragedii na Poyangu.
W 2010 roku chińscy naukowcy ogłosili teorię, że za tragedie odpowiada mielizna przebiegająca w okolicach świątyni Laoye, która może wywoływać prądy i wiry doprowadzające do katastrof. My chyba jednak wolelibyśmy wielkiego żółwia…
Tagi: Poyang, Chiny, jezioro