10 pytań naszej redakcji do Andrzeja Urbańczyka - jednego z najsłynniejszych polskich żeglarzy, autora ponad 50 książek.
1. Skąd zamiłowanie do samotnego żeglowania?Primo - jestem typem samotnika "z urodzenia". W morzu, na pewnym etapie spostrzegasz, że sterujesz lepiej niż sternicy, nawigujesz lepiej niż I oficer, gotujesz lepiej niż etatowy kuk... Po co ich brać! Samotny to więcej roboty, ale mniej problemów. Oczywiście jest to też kwestia odwagi, sił, imaginacji.
2. Który rejs uważa Pan za najtrudniejszy i dlaczego?Niewielkie, debiutanckie 400 mil solo, Los Angeles - San Francisco. Jednak pod wiatr i prąd, bez samosteru i sekstantu. Krótko mówiąc - przeżyłem te 400 mil w 10 dni. Ale znajomi nie mogli mnie poznać...
3. Z którego wyczynu (niekoniecznie żeglarskiego) jest Pan najbardziej dumny?Uczucie dumy jest mi raczej nieznane. Skoro muszę: odczuwam krzepiącą satysfakcję z faktu, że nie odebrałem sobie życia po trzecim niezdaniu matury (język polski) w Liceum im. Żeromskiego, Lębork. Amerykański psychiatra, grzebiący mi w duszy, podczas eliminacji konkursu "Dziennikarz w Kosmosie" powiedział, że nie słyszał o drugim takim przypadku.
4. Jakie otrzymane wyróżnienia najbardziej Pan ceni?Kwestia wyróżnienia a nagrody! Oczywiście to mroczny świat. Nie otrzymałem nigdy dwu medali, obiecanych przez PZŻ "Za wybitne osiągnięcia sportowe" (pierwszy polski Pn. Pacyfik i Raft Transpacific - oba z Guinnessem - jedynymi dla Polski). Natomiast cenię bardzo za szczere i życzliwe: medal i "Topór" Bractwa Wybrzeża, z którym nie miałem żadnych koligacji. Również "Zasłużony dla Polskiej Marynistyki" od pisarzy. Medal Św. Wojciecha miasta Gdańska za zasługi dla tego miasta. Nie przyjąłem natomiast kilku odznaczeń, które się mi nie podobały lub na które, moim zdaniem, nie zasługiwałem.
5. Sport w Pana życiu?Zacznijmy od tego, że żeglarstwa, tak jak wspinaczki, nie uważam za sport. To coś więcej. Byłem umiarkowanym fanatykiem sportu. Uwielbiam kolarstwo (jeździłem we flocie Gdynia). Fascynuje mnie judo - byłem zawodnikiem Gwardii Wybrzeże, łamiąc kości przeciwnikom i sobie, na matach Polski, Niemiec i Japonii... Nie odniosłem jednak znaczniejszych sukcesów. Chyba ważne: od 16 roku życia gimnastykuję się codziennie, pół godziny. Wytoczyłem sam cztery pary hantli. W sumie 12 000 godzin ćwiczeń...
6. Jest Pan znany jako przyjaciel zwierząt. Tu przypomnijmy kota "Myszołowa" - globokrążcę. Prawdą jest! Jestem fanatycznym obrońcą wszystkiego co żyje. Od pierwotniaków, karaluchów, mrówek - których nie zabijam, a podkarmiam na progu.
Kotów, sów, szczurów (fenomenalny ród i obok karaluchów potencjalny "survivor" jeśli wybijemy się nuklearnie). Płaszczek, nietoperzy, ropuch... To nie modne hobby, to mentalność. Dlatego oczywiście nie jadam mięsa.
7. Skąd Państwa hawajska sadyba?"Od zawsze" fascynowała mnie Oceania. W akademiku nad łóżkiem wisiała mapa Tahiti. Wraz z żoną Krystyną - moim wiernym druhem - żeglowałem kiedyś na NORD III przez wszystkie siedem wysp Hawajów. Trzy lata temu zbudowaliśmy przestronny dom na Big Island na samym brzegu Pacyfiku. Gdy piszę ten tekst pozdrawiają nas ryki wielorybów pod oknami...
8. Nie doszła do skutku budowa Muzeum Wielkiej Przygody w Łebie. Co stanie się z bezlikiem eksponatów, zebranych w ciągu całego życia?Mroczna afera! Jedna z wielu jaką zaoferowali nam współplemieńcy. Ćwierć wieku temu zaproponowałem władzom miasta Łeby, że zbuduję i wyposażę Muzeum Przygody z repliką tratwy NORD. Oprócz tego bezlik eksponatów od dzienników pokładowych, map, do 60 książek i setek artykułów jakie napisałem w wielu krajach. Fotografie, filmy, nagrania. Do tego rumple jachtów, sekstanty, barografy i trofea z całego świata. Multum tego jest. Krystyna dodała 24 obrazy słynnego gdańskiego malarza marynisty Otto Herdemertensa - jej familianta. Jak wiadomo władze miasta odrzuciły pogardliwie ten szczodry dar. Nie jest w naszym zwyczaju prosić. Wszystko co mamy odejdzie z tego swiata, wraz z nami rozpływając się w Oceanie.
9. Wiemy, że planuje Pan wydanie kolejnej książki. Proszę przybliżyć naszym Czytelnikom jej tematykę.Po niemal 80 wiosnach na tym świecie, wypadało usiąść do biografii. Tytuł "SAM SOBIE STEREM, ŻEGLARZEM, OKRĘTEM..." Przeżyłem tak wiele, że wspomnienia zajmują dwa tomy (Polska, 1936 - 1970 i Świat, 1970 - 2016). Jest tam wszystko, oprócz miejsca urodzenia - nieznanego mi. Bezdomność 9-latka, "Tratwą przez Bałtyk" 20-latka. Makabry maturalne, pozbawienie pływania, wybycie z Polski a'la James Bond. Sukcesy w Niemczech i Stanach, aż po własną Corporation. Wspinaczka, wielkie rejsy (takież sukcesy i takież porażki). Po raz pierwszy publikowane wspomnienia agenta DAF... Wszystkie sześć kontynentów świata, w tym Antarktyda. Balony, spadochrony, małe samoloty sportowe i inne szaleństwa... Zgadujecie, że nie brakuje seksu, mocnych trunków, afer sądowych (wygrałem procesy z EPSON, Polską Akademią Nauk, National Geographic). Strzelanin, tragedii, niestety pogrzebów itp. No i ta forsa! Oczywiście dajemy bezlik fotosów. Niepublikowanych! Jak mówi mój wydawca: "Straaaaszne rzeczy"...
10. Jakie cele postawił sobie Pan przed sobą?Pytanie nieco przygnębiające - bo gdybym żył nie 100 a 200 lat, nie wyrobił bym się. Rzeczy obowiązkowe, bo jestem wciąż krzepki: nurkowanie, wspinaczka, latanie, rower. Gospodarowanie pieniędzmi (nigdy nie sądziłem, że posiadanie pieniędzy to też problem). Pisanie, zajmujące niemal połowę każdej doby - aktualnie zbiór niekonwencjonalnych zadań z fizyki ("Dla przyszłych Einsteinów"). Trzy razy zaczynany film "Sam sobie sterem..." (PLANETE). Habilitacja w USA (doktorat zrobiłem w Polsce). Do tego pasja "prac ręcznych" (uwielbiam mechanikę, zbrojony beton, spawanie). W sumie pożyteczne, ale czasochłonne hobby. Jednak celem naczelnym jest "pozostać sobą". Być zawsze wiernym przyjętym kiedyś przekonaniom i postępowaniu. SAM SOBIE STEREM kończy zdanie:. "Jeśli mam być zapamiętany - chciałbym, by był to obraz uśmiechniętego człowieka pod żaglem. Z książką w dłoni i kotem na kolanach." To wszystko.
Dziękujemy za rozmowę.