TYP: a1

Polonijny jacht wygrywa w słynnych regatach Chicago-Mackinac 2003

wtorek, 12 lipca 2011
Andrzej W. Piotrowski

Błyskawica na trasie Mackinac 2003
Spektakularne zwycięstwo „Błyskawicy” w tych największych i najsławniejszych w świecie regatach na wodach śródlądowych było nie tylko wielkim zaskoczeniem dla żeglarzy amerykańskich, ale również zadośćuczynieniem dla rzeszy polonijnych żeglarzy, biorących w nich nieprzerwanie udział od 15 lat. Dla organizatorów zwycięstwo polonijnego jachtu było tak daleko idącym ewenementem, że podczas wręczania nagród nie mieli ich przygotowanych dla polskiej załogi. Zwycięstwo żeglarzy z „Błyskawicy” zostało odnotowane na skrawku białej tekturki normalnym długopisem (notabene z widocznym błędem w nazwie jachtu), bowiem właściwa nagroda już została przygotowana dla innego jachtu („Alchemy”), który w mniemaniu organizatorów miał zająć pierwsze miejsce. Tym bardziej jest ona cenna. Po raz pierwszy w 105-letniej historii regat polonijna załoga stała na deskach podium Mackinac Island Yacht Club odbierając trofeum za zwycięstwo w klasie Open.


Naszym największym i zarazem jedynym przeciwnikiem był 77-stopowy jacht „Alchemy” z Santa Barbara z Kaliforni. Przywieziony specjalnie na regaty Chicago-Mackinac olbrzym to produkt ostatniego sezonu. Zbudowany w Nowej Zelandii ultralekki kadłub, uzupełniony najnowszymi zdobyczami techniki elektronicznej, żaglami z mieszanki kompozytów (mylaru, włókna węglowego i technory) i węglowym masztem. Jacht miał tylko dwa zadania – przypłynąć jako pierwszy jacht na metę i pobić rekord trasy. Kosztujący miliony dolarów jacht mieścił na pokładzie najlepszych zawodowych żeglarzy z jak najlepszymi referencjami jeżeli chodzi o wiadomości w zakresie taktyki, sztuki sterowania, czy też operowania nowoczesnym sprzętem. Bardzo było to widoczne podczas startu naszej klasy, kiedy to „Alchemy” po prostu odjechał od nas jak autobus od ludzi stojących na przystanku. To był pierwszy i ostatni raz kiedy widzieliśmy naszego konkurenta na trasie. Następnym razem tylko słyszeliśmy o nim z meldunków na trasie i zobaczyliśmy już zacumowanego w porcie Mackinac Island. Start w regatach Chicago-Mackinac odbył się w sobotę 12 lipca 2003 roku w godzinach od 12.00 do 14.20, kiedy to jako ostatnia wystartowała nasza klasa Open.

Uczestnictwo w regatach, nazwijmy to, dalekosiężnych, jakimi niewątpliwie jest Chicago-Mac Race, jest bardzo wymagającym wyzwaniem. Jako że na „Błyskawicy” pełniłem podwójną funkcję taktyka i jednocześnie operatora filmowego, to postaram się wyjaśnić tajniki tego rodzaju regat. O ile funkcja

Polonijny jacht podczas Mackinac 2003
operatora nie wymaga wyjaśnień, bowiem robię to od lat i raczej w miarę udanie, to zadanie taktyka wymaga dużo więcej umiejętności. Otóż, aby wygrać lub przynajmniej zająć dobre miejsce w regatach, musi być spełnionych parę warunków. Poniżej przedstawię jakie czynniki są w/g mnie najważniejsze:
  1. Taktyka
  2. Praca sterników
  3. Praca całej załogi
  4. Konstrukcja i przygotowanie jachtu
  5. Konieczny i przysłowiowy łut szczęścia
Zacznę od taktyki jako sprawy najlepiej mi znanej. Otóż taktykę rozumiemy jako zespół czynników pojawiających się na trasie i naszych szybkich przeciwdziałań. Niemniej podstawy taktyki opracowuję przeważnie (zależy to oczywiście od typu regat – długie czy też naokoło boi) przed regatami.

Najważniejszym czynnikiem jest pogoda czyli jej kolejne prognozy. Moje obserwacje pogody rozpocząłem 8 lipca. Każdego dnia trzykrotnie z internetu pobierałem prognozy na rejon Jeziora Michigan. Oczywiście te prognozy były zarówno na jego południową, jak też północną część. Nie skupiałem się tylko na tym, interesowała mnie też (i to bardzo) sytuacja baryczna – czyli rozkład wyżów i niżów na tzw. Wielkiej Równinie (stany leżące na zachód od Jeziora Michigan) jak też całym rejonie Wielkich Jezior. Ich wzajemne położenie i przewidywane ruchy są bardzo ważne dla kierunków i siły wiatrów na Wielkich Jeziorach. Podczas tych czterodniowych obserwacji i analiz doszedłem do wniosku, że w pierwszej fazie regat (pierwsza doba) należy się trzymać wybrzeża Illinois i Wisconsin. Zakładałem, że końcowy układ zbliżającego się wyżu z Wielkiej Równiny i niżu znajdującego się w okolicach Quebec w Kanadzie będzie generować słabe wiatry z kierunków zachodnich lub nawet okresowy ich brak. Wtedy należy być bliżej lądu, aby wykorzystać zjawiska bryz dziennych (wiatr dmucha od wody w kierunku lądu) i nocnych (wiatr wieje w kierunku odwrotnym). To było nasze „koło ratunkowe” w wypadku totalnego braku wiatru. Trzeba też pamiętać o ewentualnym znoszeniu lub wzmacnianiu słabego wiatru z wyżu do niżu przez lokalne bryzy. To dodatkowo komplikowało sytuację powodując doraźne zmiany kursu jachtu, aby być bliżej lub dalej od lądu. Sytuacja ta również wyrobiła we mnie przekonanie, że wynik regat zostanie rozstrzygnięty już podczas pierwszej doby żeglugi.

Tak też się stało. Wyznaczyłem na mapie cztery tzw. waypoints – punkty na trasie, na które po kolei kierowali się sternicy. Wszystkie były wzdłuż

Jacht Błyskawica
zachodniego wybrzeża jeziora. Ostatni nazwany „numer 4” znajdował się tuż powyżej miasta Manitowoc, około 5 mil morskich od wybrzeża stanu Wisconsin. Stamtąd mieliśmy już bezpośrednio płynąć kursem na Manitou Passage, gdzie na równoleżniku 45°N znajdował się pierwszy punkt kontrolny. Teraz przedyskutowałem zakładaną taktykę ze sternikami. Ich rola zaczynała się zaraz po starcie i stawała się najważniejsza. Sternikami na jachcie byli: Igor Szrubkowski z Polski i Ireneusz Zubko z Kanady. Obaj bardzo doświadczeni i już brali parokrotnie udział w tych regatach. Już wcześniej zapadła decyzja, że tylko oni bedą na zmianę sterowali „Błyskawicą”.

Parę godzin po starcie zauważamy, że naszej opinii odnośnie taktyki nie podziela przeważająca ilość jachtów z liczącej 289 jednostek flotylli. Preferowany jest kurs bezpośredni, prowadzący przez środek jeziora. Tylko kilka jachtów będących w zasięgu naszej widoczności obiera drogę wzdłuż wybrzeża. Płyniemy. Po drodze spotkanie z filmującą nas ekipą z TV Polonia. Z pokładu „Cheersa” kamerą celuje w nas Kuba Łuczkiewicz.

Ustala się trzygodzinny rytm wacht. Pierwszą tworzy skiper jachtu Krzysztof Kamiński z trzema żeglarzami, drugą tworzą Paweł Borowczak z pozostałą załogą. Ja jestem do dyspozycji obydwu wacht w razie konieczności, ale głównie dyryguję taktyką, tudzież tworzeniem materiału filmowego i fotograficznego. Mam też możliwość obserwowania pracy całej załogi, która jest kolejnym niezbędnym atrybutem powodzenia w regatach. Szczególnie ważne zadanie spoczywa na żeglarzach prowadzących asymetryczny spinaker. Tutaj zmiany następują wyjątkowo często, bowiem od jego pracy zależy nasza szybkość. Widzę jak kolejno zmieniają się na szocie spinakera wszyscy za wyjątkiem skipera i sterników. Tutaj pracuje się w parach. Jeden wybiera i luzuje szot stojąc na pokładzie jachtu tuż przy maszcie. On najlepiej widzi żagiel, czuje jego ciśnienie na szocie i w zależności od potrzeb reaguje luzowaniem lub wybieraniem. Nie jest to proste. Ciągła uwaga i czujność wynagradzana jest stałą dobrą szybkością, niemniej szybko wyczerpuje. Wtedy zmienia go żeglarz pomagający mu do tej pory kabestanem. I tak będzie aż do mety, non stop, godzina za godziną przez prawie 44 godziny. Skiper czuwa nad prawidłową pracą grota w koprodukcji ze sternikami.

Wiatr jest taki jak oczekiwaliśmy, z niewielkimi zmianami, które błyskawicznie korygujemy. Po południu w niedzielę jesteśmy już w pobliżu waypointu nr 4. Wiatr jest stały, krążąc od kierunku SW do S. Znaczy to, że wyż przesunął się w stronę Ohio Valley. Decydujemy się na przeskok na drugą stronę

Błyskawica przed metą, w tle Mackinaw Bridge
jeziora, trzymając kurs na wejście do Manitou Passage. Szybkość jachtu ani razu nie spada poniżej 6 węzłów. Cyfry wskaźnika często goszczą w okolicach 8-9 węzłów. Dookoła ani śladu innych jachtów. Wieczorem docieramy do wrót Manitou Passage. Pod brzegiem stanu Michigan zauważamy 2 pierwsze jachty. Idą blisko brzegu na spinakerach i wygląda na to, że nasze kursy się przetną. Nic z tego, przechodzą dość daleko przed nami. Natomiast za rufą bardzo blisko przepływa szybki trimaran. Nie widać więcej jachtów za nami, ale także przed nami. Nastroje w załodze dość rozbieżne. Ja stanowczo twierdzę (zresztą muszę, bo jestem autorem taktyki), że idziemy w czubie wyścigu. Są jednak też teorie, że być może zamykamy wyścig, będąc przysłowiową czerwoną latarnią. Podsłuchy na kanale 69 zarezerwowanym dla potrzeb Chicago-Mac nic nie dają – nikt nie melduje przejścia magicznego 45 równoleżnika. Jest dość dramatycznie. Zapada powoli noc, a my wciąż nie wiemy jak wyglądamy na tle flotylli. Sytuację wyjaśniają telefony komórkowe. Zapytania do Chicago rozjaśniają sytuację. Otóż z danych na stronie internetowej regat wynika, że jako pierwszy o godzinie 13.17 równoleżnik pokonał „Alchemy”. Potem kolejno przekraczały go największe i najszybsze jachty flotylli: „Rosebud”, „Equation”, „Evolution”, „Holua” i 11 następnych jednostek. Dwa widziane przez nas jachty też kolejno (już to słyszymy na UKF-ce) meldują swoje przejście. Jest to trimaran „Nice Pair” i bardzo szybki jacht typu J 145 „Main Street”. Z wykazu jachtów wiem, że jest to łódka wydawcy popularnego magazynu żeglarskiego SAILING Billa Schannena. Ciekawe czy wie, że depczą mu po piętach żeglarze polscy. Jego jacht przechodzi „czterdziestkę piątkę” dziesięć minut przed nami o godzinie 21.08. Wiemy już, że jesteśmy w absolutnym czubie wyścigu. Jesteśmy najszybszą łódką w kategorii czterdziestostopowych. Za nami cały wielki „peleton” 270 jachtów.

Zaczyna się dla „Błyskawicy” nowa era wyścigu. Dla nas najważniejsze to nie dać się zepchnąć z tak znakomitego miejsca. Prowizoryczne pokładowe wyliczenia dowodzą, że jeżeli „Alchemy” nie powiększy swojej czasowej przewagi, to wygramy z nim po przeliczeniu formuły Americap II. Całą noc załoga daje z siebie wszystko. Z równoleżnika 45 mamy do Grays Reef Passage 56 mil. To wąskie przejście należy pokonywać bardzo uważnie szczególnie w nocy. Musimy wziąć pławę zieloną nr 3 prawą burtą. Pława kończy ten krótki niebezpieczny farwater, ale jej ominięcie lewą burtą może prowadzić do założenia protestu przez inny jacht i skończyć się nawet dyskwalifikacją. Z „trójki” droga prowadzi już prosto pod słynny Mackinaw Bridge (jeden z najdłuższych wiszących mostów na świecie).

W nadchodzącym poranku nie zauważamy zbyt dużo jachtów dookoła. Ot, chciałoby się rzec, sami poprzedni znajomi. Wschodzące słońce zastaje nas pod mostem. Dokładnie pół mili za nim Krzysiek nadaje meldunek do Komisji Regatowej. Taki jest wymóg regulaminowy. Potwierdzają i czekają na nasze

Puchar za Mackinac 2003, od prawej K. Kaminski i P. Borowczak
przybycie na metę. Niestety dosięga nas tutaj kaprys Eola za wietrzną całą drogę. Wiatr prawie ucicha. Przez ponad 40 minut wleczemy się z szybkością czasami poniżej 1 węzła. Z rozpaczą obserwujemy pojawiające się za rufą jachty. Wreszcie łapiemy wiatr i o 8 godzinie, 47 minut i 4 sekundy rano w poniedziałek przy głośnym aplauzie załogi przekraczamy linię regat Chicago-Mackinac AD 2003. Wchodzimy do portu i duża niespodzianka – tak dużo miejsca do cumowania jeszcze nie mieliśmy. Dobijamy do kei w Sheppler’s Ferry. Nasze wejście do Mackinac filmuje Kuba Łuczkiewicz. Będą to kadry, które uzupełnią materiał filmowy zrobiony przeze mnie na pokładzie „Błyskawicy”. Irek wybiera się do namiotu Komisji Regatowej. Wraca z wiadomością, że jesteśmy 18 jachtem na mecie i zajęliśmy I-sze miejsce w klasie Open. Wygraliśmy z superszybkim „Alchemy”. To wielka chwila dla nas. Kolejno w chłodnych wodach portu Mackinac Island lądują członkowie załogi „Błyskawicy” od skipera począwszy. Kąpiel nie omija również niżej podpisanego. Taki jest niestety los zwycięzców.

Pokład jachtu odwiedzają znajomi i rodziny przybyłe na tę okazję z rodzinnych pieleszy. W eter idą pierwsze wywiady do polonijnych stacji radiowych w Chicago i Nowym Jorku. Obliczyłem, że samych moich wywiadów było około 7. Ukazują się notatki w polonijnej prasie. Z Kubą sporządzamy krótki materiał dla Teleexpresu w Polsce. To bardzo popularna audycja telewizyjna. Ogląda go ponad 5 milionów ludzi – warto, aby zobaczyli na ekranach największy sukces polonijnego jachtu i jego załogi.

We wtorek w południe podniosła ceremonia w progach miejscowego jachtklubu. Oklaski zgromadzonych żeglarzy i fanów witają polonijną załogę, kiedy przedstawiciel Chicago Yacht Club oznajmia „...first place in Open Class in Chicago-Mackinac Race 2003 took yacht „Lightning” of Polish Yachting Association Chicago...”.

Andrzej W. Piotrowski

Dodatkowe porejsowe reminiscencje

W swoich rozważaniach pominąłem opis techniczny jachtu. Ukazał się on w weekendowym wydaniu Dziennika Związkowego z dnia 6-8 czerwca toteż nie uważałem za stosowne ponownie go przytaczać. Natomiast chciałbym słów parę poświęcić przygotowaniom do regat. Zacznę od przygotowania jachtu.

Będąc naocznym świadkiem i jednocześnie rejestratorem tegoż mogę stwierdzić, że był to najlepiej przygotowany jacht do regat jakim było mi dane

Nagroda Rejs roku 2003, od lewej A. Piotrowski, K. Kaminski, T. Mackowiak i T. Kokocinski
żeglować. Największa w tym zasługa nieoficjalnego bosmana jachtu, jakim jest bez wątpienia jeden z właścicieli - Paweł Borowczak. Jednocześnie jacht nie miałby takich warunków do wykonania większości prac technicznych, gdyby nie postój w firmie Inter-Pro Auto Body Krzyśka Kamińskiego. Firma Krzyśka dysponuje w zasadzie każdym sprzętem, który może zostać wykorzystany przy remoncie tak zaawansowanego technicznie jachtu jak Schock 40. Również w chwilach tzw. pospolitego ruszenia pomocą służyła załoga jego firmy. Właściciel Inter-Pro wziął też na siebie cały proces spraw formalnych. Pomagałem mu w wielu z tych spraw mając doświadczenie wyniesione z „Solidarity” i „Gemini” jednak wiem, że te kilka miesięcy konieczne do wyrobienia papierów, zgłoszenia do regat i wyrobienie dokumentacji formuł wyrównawczych były prawdziwą papierową Golgotą. Późniejsze sprawy na wodzie: poprawki, regulacja przyrządów, mierników tudzież żagli i lin to zgrana praca całej załogi.

Chciałbym jeszcze odnieść się do punktu piątego mojego zestawu czynników koniecznych do wygrania. Otóż uważam, że bez przysłowiowego łutu szczęścia nie sposób wygrać regat. Należy mu pomóc przygotowując załogę i jacht jak najlepiej, ale on (łut szczęścia) jest gdzieś tam i w decydującym momencie pomoże. Może objawić się zupełnie nieoczekiwanie i w nieoczekiwanej postaci np. niespodziewany korzystny podmuch wiatru (dostaliśmy go tuż przed metą), korzystny hals w kierunku mety itp. Nie należy go absolutnie lekceważyć. Ignorantom nie pomaga.

AWP

P.S. Za udział w regatach Chicago-Mackinac 2003 i zajęcie I miejsca w klasie Open skiper i załoga „Błyskawicy” otrzymali nagrodę Rejs Roku przyznaną przez Głos Wybrzeża. Nagrodę załoga odebrała w Gdańskim Ratuszu 5 marca 2004 roku.
TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 22 grudnia

W stoczni Multiplast w Vannes wodowano katamaran "Orange II".
środa, 22 grudnia 2004
Na Barbados dopływa Arkadiusz Pawełek na pontonie "Cena Strachu"; Polak jest drugim człowiekiem na świecie, który pontonem przepłynął Atlantyk (41 dni, 3000 Mm).
wtorek, 22 grudnia 1998
Opłynięcie Hornu przez "Pogorię" pod dowództwem Krzysztofa Baranowskiego.
czwartek, 22 grudnia 1988