Żyjemy w ciekawych czasach, dlatego fakt, iż nasi przodkowie beztrosko oddali jakieś terytorium naukowcom, wcale nie musi oznaczać, że tak zostanie na zawsze. Antarktyda, zwłaszcza w obliczu ocieplającego się klimatu, staje się łakomym kąskiem – a traktat chroniący jej status obowiązuje tylko do 2048 roku.
Do kogo należy Antarktyda?
Tak naprawdę nie wiadomo – istnieje bowiem siedem krajów, które roszczą sobie do niej prawa (a przynajmniej do części jej terytorium). Żeby było ciekawiej, ich roszczenia wzajemnie się wykluczają, a w dodatku w większości są niezgodne z prawem międzynarodowym. Państwa, które uważają, że mają prawo do części Antarktydy, to:
Dwa ostatnie słyną z tego, że lubią przerabiać dalekie kraje na swoje kolonie, więc ich obecność w tym gronie jest w zasadzie oczywista. Australia, Argentyna, Chile i Nowa Zelandia sąsiadują z Arktyką, co w jakimś stopniu uzasadnia ich roszczenia. Ale Norwegia?
Dlaczego Norwegia chce Antarktydę?
Można by odpowiedzieć przekornie: a dlaczego miałaby jej nie chcieć? W 2015 roku norweskie ministerstwo spraw zagranicznych stwierdziło, że skoro teren nie należy do nikogo, to równie dobrze może należeć do Norwegii. MSZ wystosowało wówczas specjalny wniosek, w którym napisano: „Celem aneksji jest przyjęcie terenów, które są obecnie bezpaństwowe i których nikt oprócz Norwegów nie badał”.
To zresztą nie pierwszy raz, kiedy Norwegowie mają takie pomysły. W 1939 roku dokonali aneksji terenów znanych jako Ziemia Królowej Maud, zajmujących jedną szóstą Antarktydy. Pretekstem był fakt, że to Norwegowie badali te tereny, więc się im należą. Być może nie chcą pamiętać, że zostały one odkryte przez… rosyjskiego badacza. Tylko czekać, aż Federacja Rosyjska upomni się o ten teren.
Zmiany, zmiany, zmiany…
Na początku stycznia 2025 roku prezydent Chile Gabriel Boric wybrał się na Biegun Południowy; prezydentowi towarzyszyli naukowcy, politycy i… wojskowi. On sam uznał swoją wyprawę za „kamień milowy”.
Wizyta Borica podgrzała atmosferę wokół własności Atarktydy, tym bardziej że niedużo później Donald Trump zgłosił roszczenia względem Grenlandii – miejsca bardzo oddalonego, a jednak będącego w podobnej sytuacji: niby zimne, odludne, właściwie zbędne, ale nagle okazujące się języczkiem u wagi.
Ocieplenie klimatu otwiera nowe możliwości w zakresie eksploatacji Antarktydy i z pewnością w przyszłości znajdzie się więcej niż siedmiu chętnych na przejecie jej bogactw. Dzisiaj jeszcze jest ona zarządzana kolektywnie na mocy Traktatu Antarktycznego, podpisanego w 1961 r. Sygnotariusze tego dokumentu uznali Antarktydę za teren przeznaczony wyłącznie do badań naukowych. Nie wolno tam eksploatować bogactw naturalnych ani prowadzić działań wojskowych. Sęk w tym, że art. 25 traktatu stanowi, iż w roku 2048 nastąpi rewizja warunków umowy.
Tagi: Antarktyda, własność, kontrowersje, Trump, Boric, Traktat Antarktyczny